Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

pułkownika, — ha, mniejsza, niechże jego czy Chłapowskiego dowództwo sławę i zasługi weźmie. Ale Wołyń! Dwernicki nie poradził! Hm, bo znów nie z planu, nie z namysłu się wysforował, jeno z konceptu Lelewela. Siedm tysięcy ludzi wywlókł blisko. Więc odrazu o całe pięć zawiele! A potem, ułanami chciał Rydygiera straszyć! — Szarżować myślał na całą armję! Za stoczek przypłacił Boremlem! Co innego pościg, atak na złamanie poszarpanego, zdemoralizowanego skrzydła, a co innego przesadzanie kawalerją. Dwernicki miał armaty! Dwanaście na siedm tysięcy żołnierza! Głupstwo oczywiste. I jakie armaty! Takie, co lizą gorzej marudera, co ledwie bitwie zabasować raczą! A dalej Dwernicki śmiały oficer — ale płochy, fantazja go zawsze rozpierała a tu... tu trzeba zęby zacisnąć i pędzić bez tchu, bez spoczynku...
— Wszak pułkownika Bema mam honor...
Pułkownik zerwał się z krzesła.
Stał przed nim szczupły, chudy jegomość w perłowym surducie o twarzy ściągłej, wygolonej starannie.
— Tak panie.
— Jestem Plichta. Proszę, niech pan pułkownik zajmie miejsce. Utrudziliśmy pana tem wezwaniem...
— Jako wojskowy, panie sekretarzu...
— Rozumiem! Może tabaczki!... To cała moja ratownica! Od wieczora jesteśmy na nogach! Znów taki dzień, że ani sobie dać rady! A wczoraj nieśniło się nikomu!
— Czy pan sekretarz nie mógł by mnie objaśnić...
Plichta ujął pułkownika za rękę i uścisnął gorąco.
— Psyt — pułkowniku — cierpliwości! Dowiesz się za chwilę! Okrutnie się raduję, że go poznaję! Dystyngowałeś się, pułkowniku dobrodzieju, niesłychanie, niesłychanie! Książę-prezes... ale to tajemnica... sam jeździł do sztabu po odpis twego stanu służby! I pięknie się układa, — okrutnie. Powinszować!
— Pan sekretarz doprawdy...
— Tylko relata, pułkowniku dobrodzieju... Jest to okoliczność szczególnie miła Rządowi narodowemu, bo potrzeba, bardzo nam potrzeba dowódców i to, mających