Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

cesarzem, już odtąd co dnia widział zawzięciej piętrzące się przed sobą stopnie, już odtąd co dnia przekonywał się, iż rzeczywistość na porzędnem kapitańsiwie zamrzeć mu nakazuje. Po latach długich koszarowej nicości, koszarowego ubiegania się o pochwalę na paradzie, — zagrała pobudka i ta konspirowana, szeptana. Trzy gradusy zdobyła mu, trzy rangi przyczyniła i oto poniosła go tam, kędy jeden krok, wysiłek jeden, dzieli go od tego, czego do niedawna wypominać się nie ważył, co miał za rozwiane mgły młodzieńczych snów, co miał za ułudy majaczeń chłopięcych.
I Bem wdziewał generalski mundur i już nie na Wołyń z korpusikiem pochodnię rewolucji niósł, już nie z lada Gejsamerem się wodził, lecz miótł całą Dybiczową potęgę, rąbał na wióry, do pruskiej odsieczy szczerzył armaty i stanowił prawa, i krnąbrność tępił i ziemia jednem zaczynała uderzać tętnem...
Aż gdy wokół siebie widział już jeno błękity, słońcem wyzłocone, gdy już brakło mu czworoboków do rozbijania, fortec do oblegania, gdy już tęczowy jawił mu się łuk — rechot szyderczy zrywał mu się pod czaszką...
I pułkownika wstyd ogarniał, wstyd przed samym sobą za samolubstwo, za pychę, za powolność dla schlebcy, za nikczemność... Tak, boć on, który wczoraj, dziś jeszcze, potępiał generałów, dowódzców, że pną się, jeden przez drugiego, że walczą między sobą, że, miast społem iść, łączyć usiłowania, patrzą wyniesienia, że z osobistej niechęci krzyżują plany, — on, który tak surowym, nieubłaganym był sędzią, któremu obmierzł Prądzyński dla swych uwag i kwasów — on, po jednotygodniowem pułkownictwie, na jedno łyśnięcie mu gwiazdką brygadjera, hołubi się nicpońską ambicją, jak i tamci! Gorzej, bo gdzież jego prawo? Gdzież dokumenty, by on, znany z kapitańskich, pułkownickich zasług, miał tytuł do przewodzenia tym, którym generałowanie było do dawna rzemiosłem! — Podłe, ubogie, charłackie zachcianki! Ten szpak kancelaryjny, co mu biada nad uchem a sadzi komplementami, za język go ciągnie, tumani, by zeń w kułak się rozśmiać i nabełtać mętów...