wirat się zamienić a więc zbliżyć się do właściwej formy, do wybrańca narodu, do jednej głowy państwa.
Podczas gdy książę, strzegąc się zdradzić ze swem ukontentowaniem przed Niemojowskim, obojętną z nim dalej wiódł rozmowę, trzej inni członkowie Rządu również nie tracili czasu.
Morawski z Plichtą przechadzał się po krużganku. Barzykowski z komendantem pałacu odbywał jakąś służbową naradę. Lelewel zaś na dół do komnaty przyjęć podążył. Skinął uprzejmie pułkownikowi Bemowi, który, na widok dostojnika, porwał się na równe nogi, — i skręcił pod arkady, kędy w mrokach skrzyły się srebrne epolety porucznika gwardji narodowej.
Bem, wyprowadzony z odrętwienia zjawieniem się Lelewela, mimowoli zwrócił głowę ku miejscu, gdzie rozległ się niebawem odgłos przytłumionej rozmowy. Lecz własnej zawstydziwszy się ciekawości, podniósł się i przesiadł na bardzej oddalone od wejścia miejsce. Tu atoli spotkała go niespodzianka. Łuki arkad w tę stronę niosły echo pełne, wyraźne.
Pułkownik raz jeszcze chciał zmienić krzesło, gdy echo wymieniło jego nazwisko, a tuż po niem, przyniosło mu falę gardłowych, znajomych dźwięków...
Bemowi zdawało się, że słyszy głos Gurowskiego. Ale się pomiarkował i, dla odpędzenia złudy, uważniej się wsłuchał. Echo zamieniło się raptem w chrapliwe pomrukiwania. Wyrazy pojedyncze zlewały się, nie dawały się ująć. Ale wrażenie, iż tam, pod arkadami, rozmawia z Lelewelem Gurowski, spotęgowało się, wzmocniło.
W sali obrad rozległ się dzwonek. Członkowie Rządu zasiedli. Książę zagaił krótko, lapidarnie i odrazu zażądał głosowania. Barzykowski, który czegoś był mocno zafrasowany, bąknął, że jednakże dobrze byłoby jeszcze zastanowić się. Czartoryski o zwłoce nie chciał słyszeć, bo zwłoka równała się dlań przegranej. Niemojowskiego mogliby mu odmówić Kaliszanie.
— Musimy zdecydować. Najgorsze postanowienie jest lepszem od wahania! Nie zapominajmy, że ściany mają uszy. Jutro kwestja dowództwa dojdzie pismaków...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.