pojazdy ani na rozpierających się w nich panów i damy. Dopiero, w pobliżu mostu, gdy w koczach, kałamaszkach i wolantach, coraz częściej łyskać doń zaczęły generalskie buliony, stosowane kapelusze, akselbanty, kokardy i poselskie szarfy — zastanowił się.
Ani wątpić, jakaś feta czy parada musiała się gotować na Pradze, bo pojazdy coraz były wspanialsze, coraz większych personatów wiozły. Za posłami bowiem jechali tuż senatorowie, marszałkowie sejmu, szef głównego sztabu Łubieński, w pysznym, prosto z igły mundurze, Niemcewicz i chmara wysokiego autoramentu urzędników i obywatelów.
Pułkownik dosięgnął mostu.
Lecz tu już wypadła nań cała wstęga biało-niebieskich chorągiewek, niebieskich wyłogów i karych koni ułanów czwartego pułku. Bem osadził wierzchowca i z ukontentowaniem przyglądał się wymuskanemu, chrzęszczącemu a łopoczącemu chwacko oddziałowi.
Gdy naraz za rwącą wstęgą, zadudniła czwórka gniadoszów, ukazując pułkownikowi, obok uroczystego woźnicy, jaskrawego krakusa-ordynansa i rąbek, wystającego z głębi powozu, nasadzonego po napoleońsku kapelusza stosowanego.
Był to wódz naczelny. Bem przyłożył dwa palce do furażerki. Równocześnie koń pułkownika zniecierpliwiony podał się naprzód tak, że mało mu gniadosze łba nie musnęły.
Skrzynecki atoli, który zwrócony w stronę Bema siedział, raptem coś niezwykle ciekawego z przeciwnej strony zoczył, bo wykręcił się ku prawej i nie zauważył ukłonu pułkownika.
Bem zebrał cugle, przeczekał drugą wstęgę ułanów, kłusujących za powozem i wjechał na most. Teraz mijały go jeszcze pojazdy, jeszcze dostojnicy, ale pułkownik nie widział ich, nie zastanowił go ani strzelec prezesa Rządu narodowego, ani ożywienie, którem zadrgała ku niemu w przelocie zimna, matowa twarz Czartoryskiego.
Za mostem, u wylotu Bednarskiej ulicy, na obojętność pułkownika zaczaiła się jakaś bryczka. Bem i jej chciał
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.