Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

— Masz prawo! Kto ocalił nas od pogromu? Kto klęskę ostateczną zażegnał? Kto Igańską wygrał bitwę? Nie upieraj się, pułkowniku. Nie o chwalby idzie, nie o modestję, lecz o losy ojczyzny. Kto na siłach, kto widzi niedołęstwo, kto czynami dowiódł racji — tego święty obowiązek stawać na wyłomie, narodowi się jawić!
— Na wyłomie, lecz nie na fecie — odrzekł cierpko Bem.
Krukowiecki, miast się urazić, rozśmiał się dobrodusznie.
— Cha — cha — cha! Rzekłeś, jak żołnierz, jak rycerz, ale nie jak statysta! Gdybyś miał z żołnierzami do czynienia, twoje byłoby zwycięstwo! Feta! A wiesz, pułkowniku, że dla Skrzyneckiego, dla Ostrowskiego, dla Czartoryszczyzny, Niemojowszczyzny wygrać fetę znaczy więcej niż batalję. Batalja stanowi może o sławie obcego im oficera, batalją można zgnębić Dybicza, ale nie tych, którym się wydarło dowództwo! Na fecie dopiero jedna się przyzwolenie ludu, na fecie fałszuje zasługi i urasta na odkupicielów, na wybrańców. Wiwatami, fanfarami, jadłem, trunkiem, tumultem, wrzawą niby blekotem odurza się, mości dobrodzieju, rozumy! I wodzi się ich potem od fety do fety, byle nie wywietrzały, byle się nie ocknęły! Jedno im w tych nikczemnych mataczynach bruździ, że są ludzie, których imię jest jak memento, jak kongrewska raca śród nocy. Nie masz, pułkownik, inwitacji? Radbyś wyglądać aż bobrujące myszy kota same w gości zaproszą. Pominęli cię, pułkowniku, z rozmysłem!
— Tembardziej więc...
— Nie, mości dobrodzieju! Nie panu Skrzyneckiemu służysz, nie Rządowi narodowemu! A na Pragę, myślisz, przypadkiem cię nie wezwali? A taż twoja misja nagła, nie wiadomo po co i dokąd. Kiedy panu Skrzyneckiemu i za tydzień nie śni się ruszyć?! Wyprawiają cię, bo się chcą pułkownika pozbyć!
— Ależ generale! — zaoponował Bem, czując, że jakiś chrobot wewnętrzny zrywa mu się w piersiach i wyciąga dłonie do słów Krukowieckiego.
— Nie będę cię przekonywał, dowiesz się o tem sam.