Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

Generał zaciął się raptem i szare, wyłupiaste oczy na pułkownika postawił. Bem wytrzymał obojętnie spojrzenie Krukowieckiego.
Odtąd niby cień jakiś zapadł między Bemem i generałem. Rozmowa niby toczyła się, niby ciągnęła, ale obojętna, zimna, rwana, ślizgająca się ogólnikami. Nawet w jadalni, choć pani generałowa starała się ożywić męża a pułkownika nadewszystko ciekawym przedmiotem zająć, przymus nie ustępował.
Aż Fiszer, który pilnie generałowej sekundował, ozwał się niespodzianie:
— A, przepomniałem. Czy pułkownik wie, że mam doń służbową sprawę i audytorską?
— Sprawę?
— Wszak w baterji pułkownika znajduje się wachmistrz: Dziurbacki?
— Dziurbacki? — Oczywiście! Czyżby dopuścił się przestępstwa?
— Kto wie? — kto wie! Żart na stronę — mam odebrać odeń zeznania. Idzie o wykrytą korespondencję Rożnieckiego ze Skrzyneckim.
Bem poruszył się niespokojnie.
— Wybacz, panie audytorze, że, nie prostując błędnego wyrażenia, powiem, iż zbyt służbowej dotykasz sprawy...
— Lecz ponieważ jest ona od dziś tajemnicą całego miasta....
— I nie od dziś, mości dobrodzieju — wtrącił się generał. — Cała różnica, że tym razem panu Skrzyneckiemu płazem nie ujdzie, choćby się Czartoryski na głowie postawił!
— Tak, bo sens pisma Rożnieckiego dowodzi, że nie po raz pierwszy spotyka go zaszczyt adresowania się do wodza naczelnego.
Pułkownika ubódł ten śmiały wywód Fiszera.
— Nie czytałem listu Rożnieckiego — ale postrzegam, że starczy, aby ten nikczemnik dwa słowa do mnie wyprawił, abym, w oczach audytora, zdrajcą został.
— Nie pułkowniku — odparł chłodno kapitan — byłby to dowód jednostronny dopiero.