Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jednakże, kto wie, czy właśnie nie byłoby polityczniej zaniechać. Trafisz na przewagę. W razie ozwania się, mogą cię zakrzyczeć... Zimnej krwi może ci nie starczyć — jesteś wzburzony.
— Nic to, mości dobrodzieju... Bądź spokojna. Jeszcze nie wszyscy panu Skrzyneckiemu się zaprzedali, jeszcze i Krukowiecki coś znaczy!...
Bębny, które tuż przed pałacykiem dudnić zaczęły, umilkły raptem.
Fiszer spojrzał ku oknu.
— A, ósmy pułk piechoty!...
Generał skrzywił się pogardliwie.
— Gwardja króla Jana czwartego! — Ale, czy wiesz, pułkowniku, od czego intronizacja ma się zacząć — od rejencji! Tak, mości dobrodzieju — takiego figla zamierzają nam wypłatać!
— Lecz, generale, byłby to zamach...
— I ostateczne zaprzedanie nas Dybiczowi.
— Nie sądzę, aby ważono się...
— Przyjdzie moment, że przekonasz się pułkownik! Ho-ho! I udało by się!... powiodło!... Gdyby gubernator był malowanym, gdyby żelaznego nie miał uchwytu!
— Jasiu!
— A co? W bawełnę nie obwijam! Niech wiedzą, że władzą moją gubernatorską z nimi się rozprawię! Niech jeno drgną!
Kapitan-audytor, który był poglądał wciąż ku oknu, porwał się raptem z za stoła, blady jak płótno.
— Panie generale! — zakrzyknął. — Tu się coś dzieje — ósmy pułk zaciąga warty!!
Krukowiecki a za nim Bem i pani generałowa skoczyli ku oknu. Lecz, zanim zdołali pojąć, co Fiszera o tak gwałtowne przyprawiło wzruszenie, już wraz z odgłosami tumultu, który wybuchnął raptem w antykamerze, wpadł do jadalni porucznik Ledóchowski z szablą w ręku.
— Szyldwachów nam rozbroili, generale!... Napaść! spisek!...
Krukowiecki rzucił się ku antykamerze. W tej samej chwili, we drzwiach, na tle bagnetów, ukazała się gro-