Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

madka oficerów z podpułkownikiem w mundurze komendanta placu.
Generał aż zatoczył się z pasji.
— Co to ma znaczyć! Jak się ważycie!!
— Przybywam z rozkazu Rządu narodowego! Oto dokument! — odrzekł zimno podpułkownik.
Krukowiecki posiniał.
— Aspan do mnie z rozkazami!! Do generał-gubernatora!!
— Rząd narodowy polecił mi zawiadomić cię, generale — ciągnął spokojnie przybyły — że uznał za właściwe udzielić ci dymisji!
Krukowieckiemu oczy wyszły na wierzch, głowę dźwignął, poruszył wargami i osunął się na krzesło.
Przez chwilę słychać było jeno spazmatyczne sapanie generała i szelest rozkładanych przez podpułkownika papierów.
Naraz pierś Krukowieckiego zadygotała dzikim, przeraźliwym śmiechem.
Generałowa ujęła męża za ramię.
— Zaklinam cię na imię Boga!
Krukowiecki jeszcze gwałtowniejszym wybuchnął śmiechem.
— Cha-cha-cha! Więc takiej gry im się ze mną zachciewa! — Cha-cha-cha! — Z tej beczki chcecie! Więc, mości podpułkowniku, zaraportujesz Rządowi narodowemu, że swoją dymisję otrzyma z mniejszą paradą! A teraz, waćpanowie, fora ze dwora! Mores dla progów generała dywizji! — Służba! — Powóz mój niech zajeżdża! Ja się z nimi rozmówię!
Podpułkownik wyprostował się.
— Najpierw, zezwolisz generał, że spełnię misję. Z rozkazu naczelnego wodza siły zbrojnej narodowej i za moim akcesem, aresztuję cię, generale, i żądam oddania mi szpady!...
Okrzyk zgrozy dobył się z piersi Fiszera i generałowej. Ledóchowskiemu oczy pozieleniały złowrogo. Bemem wzburzenie targnęło.