Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ani myśli! Dałabym se tę rękę uciąć. A ileż miała?
— Nieco lepiej niż w trzynastym roku!
— Jezus Marja! I przystojnej urody!?
— Kwiatuszek, moja pani, a przylepny! Ślepiami mrugnie i co chcieć z jejmością uczyni.
— Pani Madejowej oczy wilgocią zaszły.
— Już pan Pietrz nie rozpowiadaj, bo mnie żałość rozbierze do cna! A jak na nią?
— Antoszka!
— Akurat byłoby. We dwoje pewnie, że raźniej, bo jedno drugiemu folguje, kiedy trza. Lecz, gdzie dwoje osiędzie, tam do trzeciego im pilno. Sprawiedliwie, a nie zawsze, co się człeku majaczy. Nie wymawiający, mój nieboszczyk krzepki był a nie zdarzyło się... to jest i owszem...
Wtem miejscu pani Madejowa zachłysnęła się czegoś, lecz, nie tracąc rezonu, zakonkludowała.
— Cóż, byłoby z Antoszką żwawsze gospodarstwo.
— Byłoby! — mruknął Dziurbacki, któremu domysły Madejowej o niegodziwościach Cydzika kamieniem zaległy.
— Chodź by pod ziemią, a musimy ją znaleźć! Tak i... i... jeszcze powiem, że dopóki niebożątka nie wykryjemy, o ślubie naszym ani mowy!
— Prawdziwie! — przyznał wachmistrz.
— Tak, panie Pietrzuś! — dodała ciszej pani Madejowa. — Żebyś nie wiem jak, najpierw ją musimy. Inaczej spokoju bym nie miała. Juści nie żadnam dzierlatka, jeno niewiasta stateczna, tedy byle czego bronić nie mogę, ale co i tyla...
Obcasy pani Madejowej zakołatały niepewnie w skrzynię. Dziurbacki spojrzał z podełba na babę, lecz tuż przyłapały go błyszczące źrenice.
— Uh!... A pan Pietrz to zaraz jak wilk zgłodniały! Jużby się naprzykrzał?... Hę, co?...
— Niby ja!? — stęknął profos, do reszty zbity z pantałyku swywolnem poszturchiwaniem.
— A któż?! Król Salomon!? Pilno jegomości! Żeby całe miasto przyszło zbobrować, nie zmitrężę. Myślisz, że radam zwlekać! No, no, moja głowa. Nie bój się, siostrzanka nam podruchnuje. Będziem ją mieli, będziem! Tymczasem stan-