Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

— A nie, już mi pułkownik nie powiadaj o Łubie. Wcale cię nie namawiam na szacunek dlań, na estymę. Ale wiary mu odmawiać nie masz prawa. Toć i Napoleon bez takich robaków nie mógł się obyć! Cnoty w Łubie nie widzę, tylko tę, jak mówię, zajadłość. Łasica nie z poszczucia na kunę napada, lecz z własnego charakteru. Łuba! Wiesz, pułkownik, jaki jest Łuby prawdziwy niedostatek? — że nie ma takiego drugiego. Plan, plan! Byle maruder nieprzyjacielski, wzięty na spytki, który na oczy nie oglądał Dybicza, i dopiero zabawa w ciuciubabkę! Wiesz, kto do wygranej nad Wielkim-Dębem się przyczynił!? No, nie mówmy! Przekonasz się, jeżeli nieborak żyw, niedługo zmienisz zdanie.
Tu naczelny wódz urwał i ani słowa do samej Wiązowny się nie ozwał. Lewiński nie ważył się przerwać milczenia Skrzyneckiego, czy drzemki, do której monotonny ruch powozu i podszefa sztabu zresztą mocno usposabiał.
Dopiero, kiedy na polanach przydrożnych ukazały się biwaki obozującej kawalerji, a w oddali też niespokojne światełka, mrugające w ciemnych kadłubkach przyziemnych domostw, Lewiński pochylił się do Skrzyneckiego:
— Wodzu-generale, jesteśmy na miejscu!
— A — dobrze!
Wypadnie zatrzymać się w karczmie, choć bodaj że w pobliżu jest dwór...
— Nie trzeba — główna kwatera w Wiązownie — odparł cierpko generał.
Lewiński nieco zdziwił się temu oświadczeniu, ile że wódz naczelny miał wstręt do niewygód, ale bez słowa, skoro tylko pojazd zatrzymał się przed karczmą, ruszył naprzód ład czynić, oficerów kawalerji, którzy izbę zalegali, płoszyć a wydawać rozkazy ku ogarnięciu przystojnemu dla generała bodaj jednej komnatki.
Karczmarz jął się uwijać a krzątać. Lewiński sumitował się zań wodzowi:
— Niefortunnie tu będzie. Możeby lepiej na plebanię?
— Tu zostanę.
— Według rozkazu. Izdebka będzie wnet gotowa. Je-