Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ciężko było widzieć posiwiałego w służbie generała...
— A mnie stokroć ciężej na krok podobny się zdobyć. Zniósłbyś pułkownik, gdyby ci twój podwładny oficer od rozkazów się uchylał? Gdyby ci bruździł, wymawiał posłuszeństwo?! Powiedz!
Bem wpił oczy w ziemię. Skrzynecki miał słuszność. Wszak za jedno to obcesowe wystąpienie wówczas, w pałacu pod Blachą, wart był Krukowiecki sądu.
Skrzynecki, uczuwszy swą przewagę nad Bemem, złagodniał.
— Tak, pułkowniku, nie należy brać rzeczy. Dwie strony są, a nie jedna. A przedewszystkiem unikać wypada intrygantów, krętaczów, bo cię wplączą w sieci, uwikłają i zmarnują. Położenie nasze jest samo przez się bardzo ciężkie. Ocalić je może tylko jedność, tylko ufność do dowódzcy.
Skrzynecki długo jeszcze i barwnie rozwodził się w podobnym sensie. Bem milczał. Chwilami, gdy generał napomykał o niezgodzie, o współzawodnictwie, które, miast walczyć w szrankach prawdziwego dobra ojczyzny, pogrąża ją dla zawiści osobistej, zdejmowała go ochota wypomnieć Skrzyneckiemu bodaj jednego Umińskiego. Lecz nie śmiał, nie mocen był mierzyć się z wymownością wodza. Skrzynecki bowiem wpadł w zapał krasnomówczy. Snuł dźwięczne okresy, unosił się ich wspaniałością, roił, śnił, widział siebie samego takim, jakim może pragnął być.
Aż gdy ustał, gdy wzrok rozlśniony utkwił w pułkowniku, tego ostatniego ledwie że wyrzuty zdjęły. Bo jakże lekce sobie ważył intencje Skrzyneckiego, jakże go nie doceniał, jakże nie ogarniał przeciwności, niweczących najlepsze zamysły wodza.
Skrzynecki snać czuł się pokrzepionym własnemi słowy, bo ozwał się już pogodnie.
— Nie pułkowniku, mimo te wszystkie chmury i chmurki, ufam, że niedługo brygadjerstwo sobie zdobędziesz! i bez intencji i bez obiecanek, co w oczy rade cię kaptować, a za oczy buty ci szyją w sztabie. Zostaniesz w Wiązownie. Z Rybińskiego dywizją będziesz, więc i ze mną. Lada