Skrzynecki tak był przejęty odebraną nowiną, iż rozwarł drzwi do izby, kędy cały sztab z generałem Łubieńskim wyglądał końca audjencji Łuby, i ozwał się uroczyście:
— Mości panowie, feldmarszałek Dybicz umarł!
Sztab zachrzęściał ze zdumienia. Łubieński a za nim pułkownik Lewiński przysunęli się do wodza.
— Czy aby pewna wiadomość? — Rozbity podjazd Kreutza słowa nie pisnął o feldmarszałku.
Wódz ruchem ręki zaprosił Łubieńskiego i Lewińskiego do swej komnatki i wskazał im na skuloną figurkę zwiastuna.
— Oto właśnie imć Łuba.
Szef sztabu głównego zmierzył go surowo.
— Jesteś pewnym, że to nie bałamuctwo?
— Rany Chrystusa, jaśnie wielmożny generale, jak własnych oczu. Półtora dnia sprawiali mu nabożeństwa, aż wczoraj dwa szwadrony kirasjerów z harmatami wywiozły trumnę do Łomży!
— Na cholerę podobno.
— Za to, miłościwy wodzu, nie ręczę, czyli ona go struła czyli nie ona.
Skrzynecki spojrzał znacząco na Łubieńskiego. Pułkownik Lewiński jeszcze nie ufał nowinie a krzyżowemu pytaniami próbował zaskoczyć Łubę. Lecz, nim koncept swój wyczerpał, nadjechał ordynans Milberga z wiadomością o pojmaniu kurjera głównej kwatery rosyjskiej, wyprawionego do Rüdigera. Papiery, odebrane kurjerowi, nietylko potwierdzały śmierć feldmarszałka, ale równocześnie świadczyły, że wszystko, co mówił Łuba o rozkazach Tolla ku zwabieniu wojsk polskich na bitwę pod Winnicą, o sypaniu wałów na wzgórzach pułtuskich pod baterje, o wyczekiwaniu na posiłki, prowadzone przez Murawiewia, było najrzetelniejszą prawdą.
Wieść o śmierci Dybicza lotem błyskawicy rozniosła się między wojskiem, zgromadzonem pod Wiązowną, bu-