Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

— Droga niepewna — wtrącił Bem. — Noc. Możecie panowie wpaść na rekonesans nieprzyjacielski.
Butrym, który z widoczną urazą ładował w czapę swój plan, wzruszył ramionami.
— Wszak droga idzie za łańcuchem naszych forpoczt i ku Ramorinie.
— Może jednak...
— Dziękuję za troskliwość.
W kilka chwil potem, Butrym z Sikorskim ruszyli wózkiem w stronę Podlodowa, mając za sobą dwóch pachołków zbrojnych i ułana, którego Turno dał im na przewodnika. Po odjeździe Butryma, Bem chciał do biwaków wracać, lecz Turno go zatrzymał.
— Nie odmawiaj, pułkowniku, skromnego posiłku. Hej tam, prosić pułkownika Zielonkę!
Nadszedł wkrótce Zielonka, dowódzca strzelców konnych gwardji. Służba generała wniosła do chaty nesesery i sepeciki generalskie i zastawiła stół.
Bem czuł się nieco onieśmielonym wytwornością gospodarską Turny. Generał atoli wraz z obejściem dawnego adjutanta książęcego, bywalca dworu, łączył szczerą, otwartą naturę żołnierza. Więc z miejsca lody przełamał, ku czemu nie mało przyczynił się pogodny humor Zielonki. A że i buteleczka węgrzyna się znalazła, tedy wszelka oziębłość znikła do reszty.
— Moi panowie — zagadywał ochoczo Turno — wszak, bez mała, gwardyjską czynimy dywizję! Batalion grenadjerów, artylerja, strzelcy konni wszystko dawne gwardyjskie. Osobliwie strzelcy konni! Jakżeśmy ruszali wczoraj ze Stoczka, jak spojrzałem po szwadronach, to mi dawne wypomniały się czasy, kiedyśmy to z panem Benedyktem Zielonką pułkownikowali mu pod generałem Kurnatowskim.
— I nie takie dawne czasy, generale.
— Cha, kto wie, które lepsze. Co tam! Za pomyślność jutrzejszej rozprawy!
— Za pomyślność!
— I na podziękowanie Bemowi. Rzetelnieś nam po-