Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

straconą pozycję ku Rudzie. A sam Rüdiger z pięcioma tysiącami zawrócił na Charlejów, aby sposobności patrzeć i bądź ku Budziskom się rzucić, bądź na Rudę się salwować.
Z tych gwałtownych zarządzeń wynikło, że ledwie Turno dosięgnął krańca lasu budziskiego, już szpica kolumny jego starła się z przednią strażą Dawydowa.
Bitwa się rozpoczęła, zajadła, gorąca.
Dawydow gwałtownie następował, lecz jeszcze gwałtowniej nacierał Turno. Łańcuchy tyraljerów polskich, w godzinę niespełna, wyparły z zagajników strzelców rosyjskich. Armaty Bema zdemontowały dwa działa nieprzyjacielowi, i przewagą ośmiu paszcz nad czterema, coraz śmiertelniejsze zadawały ciosy. Dwudziesty pułk Smirnowa chwiał się, szlusował z wysiłkiem rzednące szeregi, topniał.
Turno już czyhał, aby kawalerji zażyć, gdy, naraz, na salwę armat Bema odpowiedziało hen, w oddali, trzykroć pomnożone echo...
Turno dopadł Bema, lecz, nim zagadnąć zdołał, za lasami, już bez zewu baterji polskiej, huknęły armaty.
— Pułkowniku — słyszysz?
— Bitwa za nami, generale! Zielonkę atakują! Najmniej trzy pełne baterje...
Turno zakrzyknął na adjutantów. Tarabany zadudniły. Chrapliwe dźwięki trąbek zwinęły linję kawalerji.
Dywizja jęła się cofał a cofając się szczerzyć lufy karabinów ku następującemu coraz śmielej Dawydowowi
Las budziski utrudniał temu ostatniemu atak. Dwie armaty Bema, które pułkownik na tyłach kolumny wiódł a co kilka stajań odprzodkowywał, omiatały raz za razem drogę z nieprzyjaciela. Tyraljerzy zaś, bokami, krok za krokiem o każde drzewo się spierali. Kule karabinowe łomotały po pniach, sypały igłami sosen, jodeł i świerków, pruszyły murszem, wypryskiwały korę, utrącały gałęzie, nie czyniąc znaczniejszej szkody ani ściganym, ani nacierającym.
Turno podczas łudził się, że to Bukowski naparł jakowyś znaczniejszy oddział Rüdigera i prze go na Budziska.