Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

— To nie może być! Ramorino! Łżesz, nie dotarłeś...
— Dotarłem, generale — żywego ducha w Podlodowie!
Turno zwrócił się do Bema:
— Słyszysz, pułkowniku! Ramorino uszedł!
— Proszę o szwadron strzelców konnych. Z dwiema armatami pójdę. — Inaczej otoczą.
— Nie przedrzesz się.
— Wytrzymam.
— Jeżeli zdołasz, do Bukowskiego szlij!
Bem w okamgnieniu sprzągł dwie armaty, szwadronem strzelców je osłonił i ruszył z kopyta skrajem leśnej rubieży.
Rüdiger gotował się do zadania śmiertelnego ciosu Turnie. Drobny korpusik Zielonki wyparł tyralierami za wieś, i, czterema działami odeń się odgrodziwszy — pchnął brygadę świeżej piechoty ku lasowi, aby Dawydowa wzmocnić i bitwę rozstrzygnąć.
Skutek tego poruszenia był piorunującym. Brygada piechoty, pomimo rozpaczliwych wysiłków Turny, rozczepiła strzelców trzeciego pułku i z nich cały bataljon ogarnęła stalowym pierścieniem...
Rüdiger ku dragonom swoim skoczył. Jeszcze szarża kawalerji i zwycięstwo niechybne, jeden z czterech napastników rozbity. Gdy, naraz, generałowi rosyjskiemu dano znać, iż na drodze od Serokomli ukazała się kolumna kawalerji... Rüdiger stropił się. Turnie nadchodziły posiłki! — Dla upewnienia się, dywizjom dragonów, gotowych do szarży, wrócił i na spotkanie kolumny wyprawił.
Dragoni pokłusowali, a zobaczywszy raptem oddział konnych strzelców, bez mitręgi rzucili się do ataku.
Rüdiger z zadowoleniem poglądał w lunetę, jak dragoni szli wyciągniętego galopa, jak staczali się z pochyłego traktu ku strzelcom...
Wtem, gdy dwa kłęby idącej ku sobie kurzawy miały się zewrzeć i dragońskiego, jako potężniejszego władanie ustanowić — czwórki strzelców otwarły się, pomknęły na boki a równocześnie smuga kartaczy rzygnęła w dragonów...
Dywizjon zbałwanił się, stracił szyk, poplątał, lecz nim