Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

przykucnąwszy u wezgłowia, kiwała się teraz melancholijnie, mrucząc jakieś niezrozumiale modlitwy.
Szary rozbrzask jął powoli skradać się do izby poprzez zakratowane okna. Kaganek oliwny skwierczał i chwiał smętnie swym coraz wątlejszym, żółtawym ognikiem. Cyrulik chrapał na ławie pod ścianą. Baba mruczała wpół-sennie.
Naraz, zdławiony odetchnął silniej i stęknął. Baba zerwała się i przypadła doń.
— Chwała na wysokości!...
— Pani Madejowa!...
— Rety, panie Pietrze...
— Dajcie wody!
Madejowa podała Dziurbackiemu, przygotowany przez medyka, napój. Profos łyknął, odsapnął, zmacał ręką obwiązanej szyi i potarł ręką czoło.
— Ulżyło wam — co?
Dziurbacki potrząsnął głową.
— To ta sekutnica zatracona! Może cyrulika zbudzić, niech rai...
— Nie poradzi!
— O ja nieszczęśliwa sierota!
— Wszyscyśmy sierotami.
Baba ze zdziwienia kłapnęła zębami powietrza.
— Jakże, mój złocisty!?...
— Polski nie będzie.
— Po... powiadacie?
— Nie będzie, pani Madejowa.


XVII.

Noc z dwudziestego ósmego na dziewiąty czerwca, która, w pojęciu Sejmu i Rządu narodowego, miała być ciosem śmiertelnym dla rozpasanej demagogji, wdrożyć zaufanie do władzy, przekonać o jej energji, sile i sprawiedliwości, wręcz odmienne wywołała następstwa.
Uwięzienie gromadne nietylko rzekomych sprawców klęski pod Budziskami, lecz i szeregu osób, podejrzewanych o spiskowanie z nieprzyjacielem, było atutem dla