Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przez pomyłkę?... Zaraz — o kogo idzie... Mamy tu zapisaną... tylko! Aha!... Niewiadomego nazwiska... przy aresztowaniu generała Hurtiga, w mieszkaniu majorowej Krasnodębskiej... pojmana w chwili, gdy chciała ukryć z rozkazu majorowej... innej dziewczyny niema! — Więc, jeżeli komendant masz jeszcze drugą pod kluczem...
— Mamy jedną, oprócz córek pani Bażanow... Wachmistrzowi właśnie o nią idzie. Powiada, że to dziecko prawie i porwane mu w dodatku.
— Dziecko! A w aktach stoi, papiery chciała skryć...
— Gdyby pan sędzia raczył jednak użalić się starego żołnierza.
Łanowski pogładził bokobrodów.
— Jeżeli nieletnia, to nic jej nie będzie... zobaczy się! A zaraz, jest tu odsyłacz do protokółu audytora.
Łanowski sięgnął do innego poszytu, rozwarł go i, przebiegłszy szybko treść pierwszych stronic, uderzył w nie dłonią.
— Jest, jest czarno na białem wszystko, co trzeba! — Znajda, cyganiątko, przygarnięte przez pułkownika Bema?... Czy tak?
— A... akuratnie, proszę łaski sędziego! — przyznał z ukontentowaniem Dziurbacki.
— Oddane pod opiekę pani Marchockiej.
— O to-to!
— No więc, mości komendancie, w odpowiedzi na twoją instancję, mogę ci jeno zalecić, byś dziewczynę osadził w oddzielnej izbie i podwoił straże! — Jest to niebezpieczne stworzenie. Cały proces o zdradę stanu o nią się oprze.
— O to maleństwo?!
— Zgoła szpetne. Piotr Dziurbacki, wachmistrz artylerji konnej, poczynił bardzo ciężkie dla dziewczyny zeznania...
Profos wyszedł z zamku złamany, oszołomiony. Pani Madejowa, która nań u bramy czekała, przygnębienie Dziurbackiego wzięła za następstwo słabości i, zagarnąwszy go do siebie, po swojemu kurować i krzepić poczęła.
Napróżno, wachmistrz chłeptał posłusznie zadawane