Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

mu ziółka, poddawał się rozkazom, snuł się, włóczył na Pragę do koszar, niby rozumiał się na wszystkiem, niby cieszył staraniom Madejowej która, przez znajomą sobie żonę zamkowego furjera, już dwa razy koszyczek przysmaków dla Antoszki wyprawiła — a przecież był tak niemowny, taki przygnębiony, że nie do poznania.
Panią Madejową żałość aż sparła. Od momentu, kiedy to pan Piotr z dębczakiem mrowiu całemu się stawił, pięćkroć był jej bliższym! Gdzieżbo która niewiasta wymarzyćby sobie mogła lepszego junaka. A tu, nagle, choroba nie choroba. Niby ten sam a prawdziwie, dudy w miech, nie ten człowiek, nie ten chwat.
I wzdychała pani Madejowa po kątach i dopuszczeniami się gryzła, czyli rozumu nie przetrącono wachmistrzowi lub czyli z wysilenia moc na wieki nie odbieżała. Obocześnie radziła się kumek i sąsiadek i coraz to inne stosowała leki.
Jedyną śród tej zgryzoty pociechą pani Madejowej było, że profos, niegdy oburkliwy i nieprzystępny, złagodniał do cna, że dawał się smarować, namaszczać obstawiać bańkami a nawet hołubić w betach. Smakowała z tej powolności pani Madejowa do uprzykrzenia.
Obrzednia pociecha w żużle zimne dmuchać.
Dziurbacki tymczasem wodził się z własnem sumieniem i borykał z okrutnymi wyrzutami. On wszak ci, przez swą nieszczęsną chytrość, wydał Antoszkę na więzienie, on przecież wykoncypował bajkę o znalezieniu papieru w odzieniu biedactwa, on i ją zgubił i siebie pogrążył. Z wielkiego sentymentu i czułości dla dziewczyny nałgał tak, że w cztery konie nie wyciągnie! Chybaby, chybaby samemu iść i przyznać się do łupieżstwa, do ograbienia cygańskiej budy i pod sąd polowy iść, jak maruder, jak najostatniejszy. Bierz djabli! Co kręcić? Ciułał, nie od Ostrołęki ciułał. Żywemu nie brał, tylko temu co był prawie. Miało zbutwieć, lepiej, że się przygodziło do skrzyni. Et-ta, chryja wielka! Kulą w łeb? Tyla mu ich nagwizdało, że go jedna może zmacać. Ale cóż wtedy ze smarkulą? Na niedolę sama pójdzie. Bosówką poniewierać się będzie. Jego śmierć — jej niedola. — Choć głową