nawet na ukłony, którymi go witano tu i ówdzie, a przecież rozumiał jeno, że tuż koło niego bije żwawo serduszko pani Anny, że cichy, harmonijny jej głosik kołysze go, a rozmarzone oczy kapitanowej ciągną w zaczarowane swe głębie.
Aż raptem, z poza drzewa, wychyliła się ku pułkownikowi surowa, chmurami zasnuta twarz Hurtiga.
Bema dreszcz lekki przeszedł.
— Pani pułkownikowo — latami pragnąłbym słuchać tych przedziwnych spowiadań — lecz przerwać je ośmielam się dla ziszczenia coprędzej jej ufności! Jakże więc stało się? Co za fatalność? Skąd? Za co panią aresztowano?
Twarzyczka pani kapitanowej woalami smutku się przesłoniła.
— Nie pytaj mnie, panie pułkowniku! Straszną, straszną chwilę przeżyłam! Są oskarżenia, które ranią najświętsze, najdroższe uczucia. Przyszli, cały dworek splądrowali. Służbie kazali świadczyć przeciw mnie! A wszystko, wszystko, że u Krasnodębskiej znaleziono jakieś papiery, że Bażanow pisywała do męża. Bo ja wiem, bo ja wiem?... A potem, ta droga do Zamku, pośród motłochu... Nie, nie pułkowniku, niemam sił! Pomyśl, wystaw sobie katusze Polki, cierpienia kobiety, wleczonej przez siepaczów, istoty niewinnej...
Rączka pani Marchockiej mocniej zaparła się na ramieniu pułkownika.
— Ciężko, ciężko o tem mówić...
— Jednakże trzeba, pani kapitanowo. Muszę wiedzieć, do kogo się zwrócić, na czem oprzeć... Czy panią stawiono przed, komisję sejmową...
— Nie i nikogo dotąd. Słupecki mówi, że Krukowiecki obejmie dowództwo, a wówczas...
— Krukowiecki jest aresztowanym u siebie w domu...
— Był. Dziś, przed godziną, wrócono mu szpadę.
— Przed godziną!
— Może pułkownik polegać. Jest w dymisji, ale się to zmieni. A gdyby nie — są wiadomości, że albo pokój będzie zawarty, albo wojna się zdecyduje ostatecznie...
— Zdecyduje?!
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/275
Ta strona została uwierzytelniona.