palczywością, z niedawnego ukontentowania staczał się po pochyłości własnych słów, ku rozterce, ku przygnębieniu.
— Daremnie wypominać tych, co zawinili! Tak, tak, masz stokroć słuszność, pułkowniku, nic gorszego stać się nie mogło... gdyby nas co do nogi, w pień wycięto, lżejby nam było, niż się wlec ku Warszawie... Wszystko, wszystko poszło w niwecz!... Cóż nam pozostaje, — tu wytrwać, resztki zebrać i o świcie zacząć drugą bitwę...
— Nie posiadamy amunicji.
— W naszem położeniu i bez amunicji możemy się obejść...
— Lecz, panie generale, jakaż korzyść z tak desperackiej bitwy?
— Korzyść? — pochwycił z uniesieniem Skrzynecki — więc, pułkownik, jeszcze o korzyściach roisz? Chyba nie ogarniasz, że ponieśliśmy klęskę haniebną, klęskę nad klęskami! Chyba nie pojmujesz, że miano lej klęski... finis Poloniae! Tak, tak, finis, finis i tym razem niezawodny, nieubłagany...
— Jak dla kogo — mruknął Bem przez zęby.
Wódz naczelny drgnął i wyprostował się dumnie.
— Chwali się pułkownikowi zaufanie. Spodziewałem się go po tobie. Opatrz swoją baterję i miej w pogotowiu na pozycyji przed mostem omulewskim...
Tu Skrzynecki skinął wyniośle Bemowi i zawrócił ku widniejącej w pobliżu gromadce sztabowców. Bem atoli zastąpił mu drogę.
— Generale, pozwól...
— Słucham, o cóż idzie?
— Z łaskawych słów pana generała czerpię śmiałość, abyś raczył na moją baterję cztery krzyże wyznaczyć...
— Krzyże! I tak za wiele ich rozdajemy.
— Moja baterja nie otrzymała dotąd żadnego.
— Twoja baterja. — Jest takich więcej. Nie wiem, zobaczymy. Pora nie właściwa, niema krzyżów za przegrane bitwy. Złóż pułkownik raport do sztabu brygady...
— Jednakże...
— Do sztabu brygady! — powtórzył niecierpliwie Skrzynecki i odszedł.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.