Generałowie porwali się do szpad. Zagrały pobudki. Wojsko stanęło pod bronią.
Dembiński mierzył lunetą zbliżające się kolumny i wahał się, ważył racje, czyli iść pod Sochaczew i stamtąd zaszachować Paszkiewicza odcięciem go od Torunia, czyli uderzyć nań teraz i za Bzurę wyżenąć.
Dembiński wahał się. Niepewność rozstrzygnął kurjer z Warszawy...
Nowy wódz dał rozkaz wymarszu do Ołtarzewa.
Wojsko polskie dźwignęło się chmurne, ponure. Znów odwrót, znów cofanie się, uchodzenie bez planu, bez myśli o znalezieniu lepszego stanowiska, znów mile drogi, znów mitręga i znów bezsilne poglądanie na łuny pożarów, znaczących posuwanie się w tropy Paskiewicza i znów niemilknące echa beznadziejnych utarczek arjergardy, staczanych z nieprzyjacielskiemi podjazdami.
Szło wojsko i klęło Dembińskiego.
Podczas wódz nowy nie z braku serca, nie dla niedostatku zadufania na odwrót się deklarował. Dembiński był jeno człekiem, który, ratując dobytek przed powodzią, widzi płomienie nad własną strzechą. Dembiński z dwojga niebezpieczeństw szedł na zmożenie bliższego, szedł na ocalenie Warszawy...
W łonie stolicy Królestwa, w ciągu dni rozpraw na błoniach pod Bolimowem — zaszły niepojęte, niewytłumaczone zmiany. Zmiany, których nawet wezwani do Warszawy członkowie Rządu i komisarze sejmowi nie mogli ogarnąć.
Nikomu nie było tajno i oddawna, że klub patrjotyczny burzy ludność, że i Zaliwski i Mochnacki i Czyński i Lelewel sam pracują nad zachwianiem powagi rządu, nad odtworzeniem krwawych dni francuskiego konwentu. I sejm i rząd i municypalność i wszystkie ogniwa władzy znały na palcach burzycieli, demagogów, opętanych ideowców, mściwych pyszałków, wichrzycieli i agitatorów. Rozumiano się u steru i na niechęci do Skrzyneckiego, i na niezadowoleniu, że sąd na zdrajców nie dość szybko się rozprawia i na tem wszelkiem przeczuleniu, niepokoju, gorączce, która płynęła z grasującej cho-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/315
Ta strona została uwierzytelniona.