Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/323

Ta strona została uwierzytelniona.

Tuż przed nim wpłynęła teraz zbałwaniona, hucząca ciżba ocierając się oń i tchnąc mdłym zaduchem potu.
Bem poglądał na czarne mrowie, jakby przeniknąć chciał, rozpoznać to bezimienne rojowisko.
Aż, naraz, z przeciwległego zbocza snop światła trysnął.
— Wiwat „Dziurka“! Niech żyje Kościołowska! — wrzasnęły tłumy! — Górą „Honoratka“! — Na Rząd! — Hurra!...
Pułkownika dreszcz zimny przejął.
Oto, między pochodniami, które z kawiarni „Honoratki“ i „Dziurki“ niemal równocześnie wysypały się na ulicę — ujrzał nietylko drabów z siekierami i oskardami, kołami ale i oficerów i gwardzistów i ichmościów z waszecia i baby o twarzach sekutnic i dziewczyny z gorejącemi oczyma i wyrostków i karabiny i noże i pałki i znajome mu dobrze oblicza.
Na czele bowiem pochodu, który z kawiarni pod „Dziurką“ się wysypał — szła z siekierą mała, sucha, z nastroszonymi, rzadkimi włosami kobieta... szła, słynna na całe miasto, Kościołowska. Tuż obok niej, rycząc bez wytchnienia, toczył się Boski major, Małachowski — lampka, Morawski krawiec, co Bemowi wicemundur szył. A dalej, dalej, śród pogłowia, niby ten, co oddział „Dziurki“ z oddziałem „Honoratki“ kojarzył, szedł Sikorski...
Bemowi zdawało się, że śni. Wysunął się, aby lepiej augustowskiego partyzanta rozeznać, gdy tłum odepchnął go razem z Ilińskim i we wnękę, aż pod pałac Igelströma wcisnął.
— Panie pułkowniku — upomniał Iliński — trzeba się stąd dobyć — tu niepodobna... Najsnadniejby Kapitulną i Żoliborzem!
— Musimy na ratusz!
— Tam gorzej...
— Musimy! — Do gubernatora! Natychmiast! — Idźmy pod murami! — Zważaj!
Podporucznik chciał odwodzić Bema, lecz ten już się rzucił na przełaj i jął sobie drogę torować. Iliński podążył za Bemem.
Z początku jedynie z największym trudem się posu-