miar bobrujące czeredy obywateli i obywatelek wypędziły kluczników, zniosły warty a co ważniejsze i kaganki i światła...
Plac buczał ze zniecierpliwienia a „elita“ przebiegała zamkowe komnaty, ścierała się ze sobą, wodziła, po razy kilka do tych samych wracała kątów, napróżno. Zdrajcy jakby się pod ziemię zapadli.
I możeby istotnie uszli, gdyby nie ukazanie się w krużganku nowego oddziału, prowadzonego przez małą, chudą postać i tęgiego draba w sutym uniformie partyzanckim.
Oddział, ten, ani zważając na ciżbę, zapuścił się w kurytarz najbliższy.
— Tam żywego ducha! — ostrzegła ciżba.
— Za mną! — uparła się chuda postać i, rzuciwszy się ku przodowi, wskazała na małe, niewidoczne prawie drzwi.
Oskardy i siekiery rozpłatały zaporę. Światło pochodni w darło się w głąb...
— Jest! — syknął żmijowy głos.
Oddział, na to zawołanie, jakby osłupiał, jakby w ziemię wzrósł... bo oto tam, w rogu komnatki, stał cień wyprężony, o twarzy woskowej, z oczyma wytrzeszczonemi, niby lala z magazynu komisarjackiego, mundurem generalskim opięta, niby upiór.
Nastąpiła wieki trwająca... sekunda ciszy...
Aż przed oddział wysforował się imć Korytko.
— Generale Sałacki — ozwał się z powagą — trybunał ludu wzywa cię...
Korytko nie dokończył, bo tuż z za jego pleców drąg żelazny spadł na czaszkę generała. Sałacki runął, pryskając mózgiem.
Oddział wrzasnął. Nastąpił zgiełk, tumult, bo każdy pałasz, każdy bagnet, nóż, siekiera chciały krwie sprzedawczyka zakosztować.
— Ludowi go dać na skaranie! — zapiszczała chuda postać. — Brać! — Reszta za mną!
— Wiwat Kościołowska! — Niech żyje!
— Za mną!
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/328
Ta strona została uwierzytelniona.