Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/338

Ta strona została uwierzytelniona.

żeli uczucie litości pragnęło się ozwać — milkło onieśmielone, upokorzone.
Wszak ci mordom towarzyszyły nie same nawet patrjotyczne zawołania — ale i płomienne mowy luminarzów! Toć kto wątpił o racji drapichrustów, prostaków, ten miał tuż i Dmochowskiego Franciszka i Raszewicza w mundurze Komisji wojny, i Gurowskich w gwardyjskich uniformach i Grodeckiego sędziego i Brawackiego w stroju sztabslekarza i Szynglarskiego w sutannie. A kto nakoniec nie odróżniał pani Chłędowskiej od jędzy i hetery z zaułka, komu nie trafiały do przekonania oficerskie epolety, natchnione oblicza Krępowickicgo, Boskiego, Dębińskiej, Płużańskiego, Czyńskiego, Matusiewicza, Kozińskiego i legjonu innych, ten musiał ledz pod gromami przemówień Pułaskiego, boć gromy te znał z kościoła, z ambony, boć Pułaski był i klubistą i „Honoratki“ dygnitarzem i kaznodzieją!
A Rząd narodowy a władze rozliczne, ładu i obyczajności wszelkiej strażnicy? — Ostatnim ich drgnieniem, ozwaniem się, była owa niefortunna obrona Zamku, owo wkroczenie do bramy generał-gubernatora na czele dwóch kompanji piechoty...
Od tej chwili znikli zapadli się wszyscy.
Książę Czartoryski, przed napadem tłumu, schronił się do obozu. Lelewel zczezł między klubistami, nie było ani Morawskiego, ani Barzykowskiego, ani dyrektora policji, ani municypalności, ani dowódzcy gwardji, ani żadnego z tych co stanowili.
Po salach pałacu Radziwiłłowskiego snuł się, błąkał jeden Niemojowski.
Rozhukany żywioł wdarł się na nadbrzeżne piaski, co ziemi były tarczą i zmiótł je i pochłonął.
Mrowie rządziło Warszawą, a w mrowiu tem już nowe rodziły się ambicje, już nowi urastać chcieli oligarchowie.
Rdzeń Klubu patrjotycznego radził, — panowanie stało otworem... jak je pewniej zagarnąć, jak się podzielić liktorskiemi rózgi.
Tymczasem zanim fala ludu zdołała opamiętać się, za-