Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/346

Ta strona została uwierzytelniona.

Olesiową, głodem niezaspokojonym ją trawi i dziwami o podróży gada od rzeczy.
W istocie zaś paralityczka od dziesiątków lat nie miała jaśniejszego o wszystkiem pojęcia. Toć ledwie Dziurbacki zsunął się po swej drabinie — ona, miast z wyrzekaniami — odrazu zagadnęła go:
— A jegomość tam kogo na komornika przybrał?
Profos skonfudował się.
— Kumka, mosanie, coś nie zgorzej!...
— A no, mam się, na psa urok. Lecz tam z wami jakaś po górze się szwenda?
— Nizacz! Aby ten... Antoszka.
Olesiowa kiwnęła na znak pojęcia.
— Niby ta, co jegomość mówił, po Sztaszku?
— A wy skąd?
— Kalkuluję! — Będzie szturm!
— Hę?
— Będzie. Przyjdzie lada dzień. Trzeba się zbierać. Jeno muszę dużo zjeść, jeszcze dużo zjeść. — Inaczej „Szuwarów“ by mi uczynił...
Profos, na to zakończenie, zbył się konfuzji.
— Niech tam kumka licha nie wywołuje!
— Ani mi. Hetmanów obwiesili!
— Co wy znów! Obraza Boska. Czterech sprawiedliwych generałów...
— Po jegomościnemu generałów a po mojemu hetmanów...
— Troją się wam dawne dzieje...
— Nie dawne. Szuwarowa tylko patrzeć! Zajączek nie poradzi, nikt nie poradzi. Tak było i tak będzie. Wojtaszkowa też nie wierzyła. A potem, jak się wszystko na most rzuciło, to nie zdążyła. Z dzieckami się upiekła, choć dom też nie był drzewiany! Nie macie tam choć kruszyny chleba? Muszę się zmocnić.
Paralityczka bajdurzyła jeszcze o tem, że i „Kościuszek „Szuwarowi“ nie sprosta, że wszelka nacja od Prusaka musi pójść i że w Warszawie aby król Zygmunt się ostanie, bo z takiego jest kamienia, co się go kule nie ima-