Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/349

Ta strona została uwierzytelniona.

chodził, to póki Antoszka dziada się trzymać będzie i najgorszy nie poradzi, jako Kurpiance nie godzi się lękać, bo na Kurpiach tchórze się nie rodzą, jako dostanie spódniczkę w kwiatki, gorsecik wyszywany i trzewiki z dzyndzelkami czerwonemi, jako zresztą aby dziada słuchać powinna a nie zapatrywać się na Staszka, co póty się wałęsał, aż się zawieruszył.
Dziurbacki prawił tak długo Antoszce, a gładził jej jedwabiste sploty. Dziewczyna słuchała z natężeniem. Bezładne, poplątane słowa wachmistrza koiły ją snać, krzepiły tężej od ziółek.
Z czwartem zaaplikowaniem podobnej perory, Antoszka już nie zwracała uwagi na dochodzące ją odgłosy.
Dziurbacki jeszcze dzień zmitrężył przy dziewczynie, aż, zaniepokojony niepokazywaniem się Madejowej, postanowił iść do niej.
Antoszka, widząc, że profos gotuje się do wyjścia, jęła krzywić się i wzdychać — lecz Dziurbacki na ostre poszedł. Zawstydził ją niazgajstwem, przykazał, aby nie ważyła się na dół po drabinie schodzić do Olesiowej, wściubił jej bicz koralików a wreszcie napomniał:
— Furda, mosanie. Byle zbiegam na Stare-Miasto i Madejową ci przyprowadzę...
— Madejową?
— Zgadłaś? Jakże ci ona wypadnie — chyba że... ciotką... A no, więc sobie nie kucz. Siła ci dobrego życzyła, tedy należy wdzięczność okazać. Więc ci ją przyprowadzę...
— I tego... tego oficjera także? — naprzykrzała się nieśmiało Antoszka.
— Co — kogo!?
— Tego pana oficjera...
— Oficje...ra!?
— Tego, co tam, co wtedy, co taki dobry... — jąkały coraz ciszej usteczka dziewczyniny, spłoszone groźnym łyskiem oczu wachmistrza.
— Uuhuhu!... Takie to aspannie chodzą po głowie zmartwienia? Taka cnota na Kurpiach się narodziła?