Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/350

Ta strona została uwierzytelniona.

Oficjera aspannie już potrza a nie śliniaczka? I może w hulańskim mundurze? Hę?
— Nie, w takim, w takim, prawie, jak dziadek!...
— Taaak, mosanie?! A no, dobrze wiedzieć! — Hę? — Ma się rozumieć już ja ci go wysztukuję!
To wyznanie Antoszki wzburzyło Dziurbackiego. Ani wątpić, że dzieciak złego obyczaju nabrał i jakimś smykiem, szelmą, zaprószył sobie mózgownicę. Żeby chwycić odmieńca, przecherę! Z oka jej nie można! Ulęgałka! Tfy! Ale on jej to wyklaruje tam, gdzie potrza. Ci Staszek paranteli się dopytał... Lecz kiej smyk mógłby jej?!... Chyba na tym Zamku. Poniewierało się niebożę między wszelakiem...
Zawarte okiennice gospody pani Madejowej przerwały profosowi tok myśli.
Dziurbacki się zakłopotał i zawrócił sienią do drugiego wejścia. Tu, na progu, Kaśka, wyręczna Madejowej, aż przykucnęła na ziemi na jego widok.
— Rety, a to pan wachmistrz nie w więzieniu!?
Profos ledwie ust uchylił, gdy Kaśka obces zalała go potokiem słów:
— Pani Madejowa? Niema pani Madejowej, niema kulawej szewcowej, niema rzeźniczki i Jaworszczanek też niema! Siedzą na ratuszu i będą wisieć! A jakże. Sam obywatel Sitarski, co przy „majstracie“ sługuje, powiadał i jeden woźny „trebunalski“ powiadał. Gospodyni nawet cale do dom nie wróciła. „Inszych“ wzieni z „mieszkani“ a „jom“ na gorącem, bo rznęła zdrajców — a że zdrajce tera górą, tedy kto im tylko, tego obwieszą. A tak. I gospodynię najpierwszą, bo na Zamku jedną obywatelkę, jak chwyciła za włosy, tak się z nią skulała po schodach i tak ją trzymała, że hulany musieli obie do więzienia! — Cóż, niema co, rzetelna była niewiasta, tyle że rękę miała skorą do byle czego. Kaśka zła jej za to nie życzy — i tak ją obwieszą — równość je pisana w konstetujcy i ju. Najbarzej wedle testamentu. Woźny trybunalski powiada, że spadkobierców niema, tedy pójdzie na majstrat. Ale nie wiadomo, bo gospodarzowi się należy i jej, Kaśce, się należy i za mąkę się należy. Najważniejsze, aby krótko,