Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/362

Ta strona została uwierzytelniona.

— Generale, ocaliłeś mi życie! Nigdy ci nie zapomnę twej zacności.
— Cale niezasłużonej.
— Nie, generale! Cóż, prawdziwie, miałeś wszelką rację przysłużyć się nowemu prezesowi Rządu. Krukowiecki uprzedził mnie, ubiegł w wyniesieniu cię...
— Więc też dlatego okazałem mu wdzięczność generale.
— Jakto?
— Uchroniłem od popełnienia zapalczywości. Proszę za mną — doprowadzę pana do konsulatu.


XXV.

Tymczasem, po widzeniu się z podporucznikiem Ilińskim, znów dla profosa Dziurbackiego dzień minął bez słychu o pani Madejowej a raczej pełen złowróżebnych wieści o losie, który czekał uwięzionych za rozruchy i zabójstwa.
Wachmistrza korciło pójść do koszar i dowiedzieć się responsu, lecz, co spojrzał na Antoszkę, to mu nastręczały się junackie wąsiki podporucznika i jego bezeceńska ciekawość do dziewczątka... A co bardziej go dojmowało, oczy Antoszki tak nań poglądały, ilekroć przychodził mu na myśl Iliński, że Dziurbacki mało się nie skręcił.
Raz podporucznika zbył. Lecz niechby młokosowi przyszło na kieł wziąć. U takiego nie kupić. Choćby miesiąc wystawać musiał gdzie pod murem a taki wytrzyma i wyślepia sobie turkawkę. I jeszcze kiedy to jej samej aż się zęby śmieją do artyleryjskiego opatrzenia. Co natrafi na jaką blachę, szlufę, pas albo pałasz, to już się pyta, czyli panowie oficjery przy harmatach takuteńkie mają!
Lepiej nie kusić licha i Ilińskiemu się nie pokazywać. A dziewczynę trza krótko. Ho-ho! mores panna musi znać. Regulamin się powoli ustanowi i ani na krok samej.
I wachmistrz marsa okrutnego stroił i zezował ponuro na Antoszkę.
Lecz o dziwo, Antoszka cale już teraz o groźny wyraz oblicza profosa się nie turbowała i bobrowała sobie w rupieciami na poddaszu, jak u siebie. Gdzie, z Olesiową na-