bunałowi skoczyłam do oczu! — Hę? A bo wam czego ręce latają?...
— Aby nic, aby... acani... aby żeście — bełkotał wachmistrz, nie mogąc jeszcze ogarnąć, czyli przywidzenie go nie tumani.
Madejowa nie dała mu długo wątpić.
— Macie dytki? — Idziem do Jacentego na wiśniówkę, bo takam słaba, aże mnie ckni! Soczysty był rudzielec. Jak go ustrzelili, to aby nogami trzepnął a ciekł, że niepodobna! Sucha Jewa trzy roki kajdanów dostała! — Chodźma na wiśniówkę!
Rada pani Madejowej w samą porę przyszła, bo, za drugim półkwaterkiem, i Dziurbackiemu zgoła pojaśniało i powiadanie obywatelki Starego-Miasta nabrało ładu.
Teraz dopiero pani Madejowa jęła wyłuszczać profosowi, jako Kościołowską, co z nożem na Antoszkę szła, w porę chwyciła i jako szelma miałaby prawie, gdyby nie podporucznik, co z żołnierzami, wpadł, w rezultacie czego i ją, wstyd powiedzieć, zagarnęli ze zbójami, owym Cydzikiem, Kościołowskiej gachem, z Czarneckim i tym pokraką Dragońskim. Panią Madejową na ratuszu, pierwszego dnia, ledwie krew nie zalała z dyshonoru. Aż kiedy luda z półtorasta przybyło i to nawet od waszecia i ze szlacheckiego stanu, kiedy to sam ksiądz Pułaski między więźniami się ukazał — i pani Madejowej raźniej się uczyniło, przecież nie ostatniejsza żadna była. A Kościołowska od niej zdala, chyłkiem. Tak było dwa dni. Trzeciego dnia audytor, Ciepielowski się zwie, ją na spytki, że ona to na Zamku rżnęła panią Bażanow. Pani Madejowa mu na to tak, że czterech drabów ją musiało wyprowadzić. Aż potem, nazajutrz, wołają ją do majora Narzymskiego. Srogi człek i charakterny. U majora podporucznik Iliński? — Pani Madejowa nie baczyła, jak nań mówili — ale co gładki to gładki. Pysio, jakby mu kto malinami umalował, a wcięty i opięty, że jeno kiecczyny zbieraj, a w dyrdy za nim. — Nie godzi się? — Juści, ale co smakiem się oblizać nie grzech. — Tedy ów podporucznik dalej świadczyć za nią. Major nareszcie po ludzku a co jejmość, a kiedy, a dlaczego? — Tak pani Madejowa
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/365
Ta strona została uwierzytelniona.