Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/370

Ta strona została uwierzytelniona.

bronił, jeno tego, co Napoljon przykazał a Dąbrowski z Kniaziewiczem uradzili. Dopierój Warszawy!
Prawił tak Dziurbacki. Kupili się dokoła niego żołnierze, zasłuchani w dokumenty przeszłości. Z tego bowiem, co było niegdy, racja o tem, co będzie, jako się stać musi.
Naraz gromkie „baczność!“ dosięgnęło żołnierzów. Gromadka prysła na wsze strony. Wachmistrz dźwignął się z lawety. — Nic mu tam było teraz do baczności ale zawsze godziło się.
Spojrzał profos ku lewej, skąd komenda się ozwała, i mlasnął z ukontentowania.
— Juści Bem!... Cie i generał... Idzie mu ten amarantowy kołnierz! A jak mu się to bimbają zgrabnie buliony! — Cóż, mosanie, udał mu się. Zawsze miał o nim dobre pojęcie! Od podporuczniczyny jednoepoletka nań patrzył i doczekał się pociechy... Ale z kimże to on tak deliberuje? — Białe bokobrody, oblicze zeschłe, generał... ale nogą zawija! — Gdzieże tego cudaka oglądał?...
— Bywaj mi Dziurbasiu! — zawołał ochoczo Bem.
Wachmistrz wyprostował się.
— Zdrowia życzę panu generałowi!
— I cóż jegomość kalkulujesz?
— Wytrzymamy, panie generale!
— Dałby Bóg! — No, ale przykładu nam nie zabraknie, kiedy wiarusy takie stają w ordynku...
Wachmistrz, na to orzeczenie, chciał z miejsca generałowi odrzec, że kiedy mu porucznik Łabanowski o reformie tedy i on, profos, do serca wziął, że mu pora — lecz niespodziewanie z poza Bema wysunęła się ku niemu marsowa postać generała, stukając zamaszyście drewnianą nogą.
— Dziurbacki, saperlot, perlot, perlot!... Nie poznajesz-że mnie?! — Do djaska!
Wachmistrz zachłysnął się.
— A według... jakżeby — pan generał Sowiński!
— Patrzaj, a to żeśmy się gdzie ostatni raz widzieli?
— Pod Możajskiem, kiedy panu generałowi kula...
Sowiński stuknął energicznie nogą.