I, w niespełna półgodziny, Bem błogosławił Umińskiego, że go nie zatrzymał, że go odprawił.
Toć kapitanową zastał we łzach, skuloną, zasuniętą w najciemniejszy kącik, drżącą z przerażenia, z trwogi!
Zaiste opłakany miał pomysł dania pani Anny pod opiekę owej Dzikowskiej. Baba naplotła dub smalonych, nagadała jej bajek i, miast otuchy przysporzyć — delikatną duszyczkę pani Marchockiej śmiertelnym napełniła lękiem.
Nadomiar, niewiadomo po co, skąd, zjawił się, podczas nieobecności całodziennej generała, wuj Olechowski. I czy on naplótł po pijanemu, czy Dzikowska ozorem nabełtała — dość że serduszko kapitanowej, śmiech powiedzieć, Honoratkę sobie wyobraziła za rywalkę!
Ileż zaklęć, ileż przysiąg trzeba było, aby uciszyć lęk pani Anny, aby dowieść jej, że pomimo spodziewanego szturmu, gwardja strzedz będzie, jak co dzień, ładu w mieście — że ów szturm nie sięgnie murów Warszawy, że kule armatnie nawet okopów nie dojdą, że jej nic nie grozi, że jemu nic, nic zgoła, że Honoratka jest sobie kawiarką, która równie do niego, jak do wszystkich gości, wdzięczyć się rada, że nakoniec jest taką pospolitą jejmością, tak nieciekawą, że pani Anna, przywodząc taką, grzeszy, grzeszy okrutnie.
A potem — ileż całunków, ileż rzewnych słówek zużyć musiał generał na umitygowanie pulsujących żyłek, na ochłodzenie rozpalonych skroni, na odświeżenie spieczonych ustek.
Lecz, gdy nareszcie główka pani Marchockiej do piersi Bema się przytuliła, gdy harmonijny jej głosik zabrzmiał mu pełnią czystego dźwięku, generała ogarnęło uczucie takiego szczęścia, jakiego dotąd wyobrazić sobie nie umiał.
Utrudzonym był bardzo, bardzo. Od świtu chwili nie miał odpocznienia. Te eksplikacje znużyły go, wyczerpały... lecz dają mu teraz błogość, dają świadomość ciszy pogodnej, niebiańskiej.
Mogłaż być na świecie istota, którąby zdolen był równie gorąco miłować?
Przeciągły, smutny łomot rozległ się hen w dali.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/377
Ta strona została uwierzytelniona.