Zborza, sześćdziesiąt z pod Włoch, czterdzieści z pod Rakowca...
Reduty na wsze strony wyszczerzyły swe działa, lecz bas ich utonął, rozpłynął się w złowrogim huku.
Feldmarszałek już trzystu armatami raził i raził coraz mocniej, bo je toczył ku redutom, bo sto czterdzieści paszcz Kreutza i Pahlena wymierzył na fort Odolański i redutę pod Szczęśliwicami, która między traktami krakowskim i kaliskim strażowała.
Pięć armat liczył fort, pięć również miała do obrony reduta. Wspomagał obie ostróg wolski Sowińskiego — lecz ostróg posiadał ich raptem dwanaście.
Zapasy były krótkie. W pół godziny reduta umilkła. Kreutz skinął na dywizję Gejmara i Sulimy. Dwie kolumny rzuciły się na zryte kulami rozsypiska reduty. Zalały bezbronne schrony pięćdziesiątej piątej fortyfikacji, i rażąc z niej redutę, objęły ją pierścieniem.
Pół bataljon piechoty zaszamotał się z dywizją Kreutza, krwią ją zbluzgał i legł pokotem na szańcach. Dowódzca reduty, Ordon, tarzał się okaleczony. Na reducie wionął dumnie sztandar biełozierskiego pułku. Lecz w tej samej chwili huk podziemny zatrząsł redutą. Wyrwał z jej posad garby szańców, wystrzelił ku niebu kłębami piachu, złomami kamieni, palisad, spiżu i ludzkiej miazgi i jedną mogiłę usypał i zwycięzcom i zwyciężonym.
Podczas, gdy, na kurhanie reduty nieszczęsnej, rodziła się już legenda o Ordonie, podczas gdy ranny dowódzca jej ani spodziewał się, że go baśń tęczowa patronem zamianuje szańców, że kanonierowi Nakrutowi zawdzięczać będzie nieśmiertelność — tuż, na Woli, wtóra zaczynała się legenda, wtóra pieśń gminna.
Fort odolański bronił się zajadlej, dzielniej. Bo choć dwustu tylko żołnierzy, lecz przedpiersienia tęższe, bo był dwuramiennikiem — lunetą, bo za nim, tuż, ogniem swych armat prażył nieprzyjaciela ostróg wolski.
Lecz Pahlen atak swego korpusu wsparł kartaczami rezerwowej artylerji. Dwuramiennik nie ostał się, bo jeden bagnet nie mógł się ostać stu bagnetom, bo pięć armat nie mogło pięćdziesięciu sprostać.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/379
Ta strona została uwierzytelniona.