Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/384

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic mi do was! — Jednorogi pod kąt!
— Następujemy cmentarzem! — chrypiał Świtkowski.
— Będzie wam poręczniej!
— Krzyżowy ogień — nie zdołamy!
Dwa granaty zaorały piachem tuż przed baterją. Orlikowski ryknął na ogniomistrzów o wysówki celownicze.
— Generale! — upominał znów Świtkowski.
Bem targnął się.
— Więc prowadźcie! — Daję wam kwadrans czasu! — Dalej!
Świtkowski pochylił się po koniu.
Baterja nową dała salwę.
Orlikowski pienił się.
— Do ośmnastej linji, psie krwie! Pilnuj wysówek! Iliński, do stu tysięcy! — Dziury w dymie, szelmy jedne, dłubią...
Bema podrzuciło na siodle.
— Dosyć mazgajstwa! Nie czas na wysówki! — Zakładaj przodki!
— Zakładaj!
Baterja sprzęgła się, zawinęła ogonem i pomknęła wprost na czarne pasma, idącej do szturmu, piechoty rosyjskiej.
Aż Orlikowskiemu, który do nielada był zaprawiony desperacji, w głowie się zakręciło. Toć już, już czarne pasma grają żółtymi kołnierzami, już widać grzebień bagnetów — a baterja rwie, pędzi, jakby swem cielskiem do tratowania szarżowała.
Pałasz Bema łysną w powietrzu. Galopujący przy generale trębacz — zadął przeciągle... i zwalił się z konia. Baterja skręciła dzwonami, szarpnęła przodkami. Sześć gardzieli wygarnęło z rykoszetu do piechoty, na odległość dwóch pistoletowych strzałów.
Maszerujący batalion sybirskiego pułku skotłował się, zmienił front i rzucił na baterję — lecz wtóra salwa mocniej go skrwawiła, trzecia wyżarła rozwartą ranę.
Szalone, niepojęte, uwłaczające strategicznym rachubom natarcie Bema — wywołało popłoch, zagrodziło dopływ piechoty, szturmującej ostróg, a co gorsze dla Pahle-