Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/387

Ta strona została uwierzytelniona.

czął prażyć piechotę. Bogusławski z dwoma batalionami czwartaków i zbieranina ósmego i dziewiątego pułku ruszył na bagnety. Z prawej pomykali krakusi, kryjąc zbliżanie się czterdziestu armat pod Chorzewskim.
Bitwa zawrzała wściekła, rozpaczliwa, zajadła. Toll dwieście armat wycelował na obronę ostrogu. A przecież piechota Bogusławskiego parła, następowała.
Aż dwa pułki karabinierów rzuciły się z furją na czwartaków.
Czwartacy zachwiali się, jęli uginać się, cofać, mięszać z karabinierami. Chorzewski stracił cel. Działa szańców polskich umilkły, aby, mierząc w nieprzyjaciela, własnych nie dziesiątkować pułków. Artylerja Tolla nie ważyła się przykładać lontów.
Piechota brała się za bary. Przewaga już była widoczna. Gdy, naraz, Bem porwał się, jak lew na obronę swych szczeniąt, pod karabinierami odprzodkował i zaczął piekielną kanonadę. I miótł kartaczami kolumnę piechoty i darł ją na strzępy i miażdżył.
Czwartacy z ósmakami mocniej natarli.
Już tylko kilkadziesiąt kroków dzieliło ich od pierwszego schronu ostrogu, już żołnierze potykali się o trupy, o zawały ciał ludzkich — gdy, za karabinierami, wyrosła nowa dywizja...
I znów czwartacy cofnęli się i znów, parci zajadle, jęli ginąć, topnieć — i znów Bem wyrąbał krwawą szluzę i znów zbocza ostrogu lśniły się rdzawemi plamami tuż... tuż do bagnetów polskich.
Wtem, na czwartaków uderzyła fala grenadjerów Szachowskiego. Bogusławski nie dał się zachwiać.
Lecz za pierwszą falą szła druga, trzecia, piąta, siódma...
Chorzewski je płużył, szarpali bokami krakusi, Bem darł kawałami — daremnie.
Grenadjerzy płynęli jak potok wezbrany. Na okiełznanie go, na zatrzymanie, a odparcie zabrakło naraz i kartaczy i bagnetów i lanc...
Raz jeszcze czwartacy zdołali przeprzeć grenadjerów, raz jeszcze Chorzewski armaty wyszczerzył — aż rzeka