pomniało nagle o sejmowych racjach, o ustroju nowego Rządu, o klubach, cywilach, godnych i niegodnych wodzach. Ład, jedność, sprawność i przytomność oficerów i żołnierzy była teraz tak wielka, tak trzeźwa, że budziła grozę, że przywodziła na myśl tych, co sposobią się do odejścia na wieki.
Inaczej było śród dygnitarzów narodowego Rządu, inaczej śród generalskich dostojników, którzy od początku wojny, od pierwszego dnia rewolucji, największe zwycięstwa za stołem sesjonalnym święcili, inaczej śród posłów i statystów. Tam troszczono się nie tylko o życie, ale i o triumf stronnictw, pognębienie przeciwników, tam procesowano się jeszcze, jeszcze spierano o wyższość, o czystość swej bezbrzeżnej ku ojczyźnie miłości. Tam również wyglądano z niepokojem Danenberga, wyglądano go do późnej nocy. Napróżno. Wreszcie zniecierpliwiony prezes Rządu narodowego postanowił sam zagadnąć feldmarszałka o warunki.
Prądzyński ruszył do forpoczt rosyjskich. Po jego powrocie, na rozmowę z Paskiewiczem wyjechał Krukowiecki. Dalej znów do Warszawy przybył Berg i znów Prądzyński z Breańskim do głównej kwatery feldmarszałka podążyli.
Pertraktacje wlokły się, rwały, wybuchały pogróżkami, nawiązywały ponownie — a w ostatku, przed świtem ledwie, utknęły na potrzebie uchwały sejmu.
Paskiewicz zgodził się czekać na tą uchwałę do godziny pierwszej w południe.
Lecz sejm był jak łódź rozkołysana, najsłabszej poddająca się fali.
Więc najpierw, na hiobowy raport prezesa Rządu o niepodobieństwo obrony, o zagładzie grożącej miastu, uląkł się, ogłosił się za rozwiązany i Krukowieckiemu prawo do układów przyznał. A potem, kiedy Niemojowski przemówił, nabrał otuchy i Krukowieckiego pozbawił dygnitarstwa na to, aby, po przedłożeniach Prądzyńskiego, wrócić znów do zwątpienia, do lęku, do pomięszania.
Aż armaty zagrzmiały na godzinę pierwszą... Kruko-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/389
Ta strona została uwierzytelniona.