Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/390

Ta strona została uwierzytelniona.

wiecki wysłał parlamentarza z żądaniem przedłużenia zawieszenia broni, ile że sejm już kończy narady...
Paskiewicz odmówił. Sejm trwał dalej. Mówcy mieli jeszcze mnóstwo oracyj, klątw, pustych frazesów do wyrzucenia, do powiedzenia...
Czterysta armat rosyjskich wybijało minuty, morze krwi lało się na szańcach, okopach i redutach, żołnierze polscy ginęli setkami, walka rozpaczliwa, beznadziejna, wrzała na przestrzeni od Wierzbna po Marymont — a tam, w izbach sejmowych, ojcowie narodu jeszcze nie mogli się zgodzić na jedno.
A tymczasem brak postanowienia, brak słowa był wzrastającą wciąż dla wojska klęską — bo albo o daremne ofiary je przyprawiał, albo kazał mu płacić hekatombami za mitręgę w przyjęciu układów — albo też skazywał na odosobnienie, na bronienie miasta wbrew jego woli i intencji...
Warszawa bowiem naraz wyrzekła się wszelkich o Saragossie wspomnień. Póki nieprzyjaciel zdala z wojskiem się zmagał, póki mundurem narodowej gwardji starczyło imponować kumoszkom, póty imć panowie obywatele, kupczykowie, kauzyperdy i ciury wielkomiejskiego warsztatu radzi byli w konfederatki się stroić a pałasikami dzwonić. Teraz atoli, kiedy kule armatnie już za okopy jęły padać, gdy kramom, kamienicom, betom, mieszczańskim kurnikom zagroziły pożary, rabunek, gdy już nie wrzaskiem ale czynem, własną miazgą należało przysiąg dowieść — teraz tym samym tłumom już nie odwagi, nie serca zabrakło, lecz godności.
I w mieszczuchach zagrała nareszcie krew, ta neoficka, ta nikczemna, ta żywiona od wieków polskim chlebem, ta samolubna, ta kramarska, ta, która zabagniała sarmackie grody — i gwardja narodowa wyprawiła deputację do sejmu w osobach imć panów municypalności prezydentów, juści z żądaniem nie „wystawiania Warszawy na zniszczenie...“
A ponieważ sejm ciągle wahał się — więc, dla tymczasowego ułagodzenia wezbranych sentymentów patrjotycznych stolicy, trzeba było z szańców, z okopów zabrać