I chodził Bem od noszy do noszy. Zagadywał sztabs-lekarza, pozdrawiał tych, co dosłyszeć mogli, krzepił, dodawał otuchy, żartował nawet. I sam czegoś już rozruszał się, tężyzny nabrał, siły, gdy, naraz, zamajaczyła mu się tonsurka na siwopłowem ciemieniu.
Bema dreszcz przeszedł. Zbliżył się, lecz miast spodziewanego obrazu, — trafił na cały spór, który krępa, opiekła baba wiodła na piękne z księdzem Mierzowskim i to u wezgłowia profosa Dziurbackiego.
Bem chciał zagadnąć księdza, lecz baba pierwsza ku niemu się zwróciła.
— Chwalić Boga, wielmożny generał najlepiej nas rozsądzi!
— Ależ moja kobiecino — sumitował się ksiądz — jeno in articulo mortis wolno mi śluby takie dawać. A tu wachmistrz w obliczu śmierci nie jest!...
— Ale był, ale całe dwa dni był, wielmożny generał zaświadczy! Dwa miesiące się wlecze. A jedna zapowiedź wyszła — a tak, u Pijarów... A wyszła! Wdowa jestem rzetelna, całe Stare-Miasto niech powie! Gospody zaniechałam, aby z nim być. Aby tę skrzynkę, w ostatnim momencie, co Pietrzuś jęczał, przydźwigałam... W jednej kiecczynie dla niego ostałam!...
Baba rozgadała się na dobre. Aż generał skinął i dopiero mu ksiądz, że oto pani Madejowa gwałtem dopomina się o danie jej ślubu z Dziurbackim.
Bem aż się rozśmiał.
— Pozwól, księże kapelanie — a mości Dziurbacki jakże sobie układa?!
Profos westchnął.
— Cóż, mosanie, jedną Olesiową miałem, kumkę i poraziło ją z hukania! Zresztą mnie nic — aby Antoszce sporzej byłoby...
— Waćpan masz dzieci!?
— Dzieci — są proszę generała!
Bem dostrzegł teraz piękną, opromienioną popielato blond włosami główkę, wychylającą się z poza ramienia Madejowej, i jednym rzutem myśli ogarnął wspomnienia.
— Więc ta dzieweczka? Ta, którą wówczas...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/399
Ta strona została uwierzytelniona.