Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mnie? Juści nie ma komu, bo profos nie kapucyn, aby samego siebie umartwiał...
A że po tego rodzaju djalogu z Dziurbackim, książę rozchmurzał się zazwyczaj, stąd na profosa spadała jeszcze większa estyma. Najzawziętszy z kapitanów przez szpary na sprawki Dziurbackiego poglądał.
Sprawek tych zaś było ciągłe pod dostatkiem.
Srogi na paradach, inspekcjach i rewjach, zwolennik ładu i subordynacji, na codzień miał wprost do niej obrzydzenie. Jako profos a więc dozorca aresztu koszarowego, nosił klucz odeń zawsze w kieszeni, lecz drzwi na klucz nie zamykał. W czasach, kiedy rózgami szkołę żołnierza uzupełniano — Dziurbacki siekł okrutnie, ale ławę. Do apelu, jak rok długi, nie stawiał się, tak że w ostatku przestano go wywoływać. Z koszar o każdej porze dnia i nocy wymykał się. Nic mu nie mówił ani szyldwach, ani służbowy oficer, ani kapitan, ani pułkownik, bo daremny byłby to trud.
Oczywiście, że Dziurbacki musiał posiadać nie tylko dowcip, nie tylko owo kaptowanie sobie żołnierzów symulowaniem kar, że tyle powolności i zachowania osiągnął.
Jakoż istotnie, profos miał zalet i zasług, osobliwych niekiedy, ale mnóstwo.
Najpierw, choć nikt nigdy, nawet sam wykaz służbowy, nie wymiarkował, ile lat może mieć Dziurbacki, przecież był niezawodnie najstarszym wiekiem w baterji i był nadto żołnierzem, nie mającym równego w całem wojsku, gdy szło o wspomnienia, o dawne dzieje. Najsędziwsi nie mogli mu strzymać, bo gdy mu który legjonami, on mu Kościuszką, a gdy kto o Kościuszce, on mu o Barskiej konfederacji, o porwaniu króla jegomości i o dragonach królewskich. Pamięć przy tem wyborna i zażyłość z tymi, co z dawnych jego rówieśników na dygnitarzy i generałów powychodzili, bardziej jeszcze potęgowała urok tych wspomnień.
Lecz i ten urok jeszczeby niebył wyrobił profosowi tych przywilejów, bo śledziennicy mruczeli, że Dziurbacki umiał być i pod Jeną i pod Auerstaedtem równocześnie, że w tym samym dniu i roku raz bronił Gdańska a raz Lip-