ska — raz odbywał kampanję roku dwunastego w piątym korpusie księcia Józefa, a raz w legji nadwiślańskiej — gdyby nie inne talenta. Talentów tych miał profos mnóstwo, sensem zaś tych talentów była sztuka uczynienia się każdemu niezbędnym.
Dziurbacki był balwierzem znakomitym, cyrulikiem, rwał zęby, miał leki na każdą bolączkę, preparował różne trunki przedziwnej delikatności, umiał piec ciasta, warzyć, smażyć, niczem sławny Tremo, kuchmistrz czwartkowych obiadów. Był snycerzem i cieślą, kołodziejem i szewcem, krawcem i ślusarzem i majstrem na wszystko, z czem sobie kto nie umiał poradzić.
Stąd w baterji, żeby kto się nie wiem jak zarzekał, musiał do Dziurbackiego wędrować. A niech, broń Boże, w drodze, przed paradą, w gorączkowym momencie coś się zepsuło, urwało, złamało, rozdarło — bez profosa nie byłoby ratunku.
Dziurbacki nadto był chętnym, uczynnym, gderał zawsze, mruczał, wyrzekał, lecz byle zdarzyła się robota, choćby bez nadziei wdzięczności, imał się jej z zapałem. W zamian, gdy i na profosa przychodziła kreska i gdy z baterją musiał wlec się, trwać na pozycji a, jak ostatnio, w bitwie się kotłować, wówczas profos rzedniał, tracił rezon i zgoła lichym był żołnierzem. Najczęściej zaś, w stanowczej chwili, ginął raptem, zawieruszał się, przepadał. Dopiero, kiedy przy apelu, zaczynano się oń trwożyć i suponować, czyli Dziurbackiemu nieszczęście się nie stało, profos, niby z pod ziemi, się jawił. I jawił się z gorącą opowieścią o jakowejś niesłychanej przygodzie, o jakowemś bohaterskiem starciu, które go z ordynku wytrąciło.
A że, czy po rewji, jak niegdy, czy po bitwie, jak teraz, mnóstwo na majsterstwo Dziurbackiego bywało spodziewań tedy nikt mu nie przeczył. Dziurbacki znów tak żwawo umiał się zakręcić, tak wygodzie i rannym i spragnionym i głodnym, że ani miejsca nie było na wymówkę, na docinek, na niedowierzanie. A jeżeli kto ze złośliwych, czy weredyków, pomimo tego sposobność upatrzył, a profosowi wypomniał to jego znikanie, — niechybnie pożałował niepolityczności, bo Dziurbacki zawziętym był i urazy
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.