darli się do niego!... Dziurbacki w nogi, a oni za nim. On do koszar, oni do koszar, on na odwach, oni na odwach. Kamraci stoją, woła by go ratowali, nikt się nie ruszy. A Hiszpan dyszy mu za plecami, a rechocze, a sięga go kikutem. A cygan wyje w głos, że wstyd — oddasz mieszek, coś go wziął! — Profos pędzi na oślep, wpadł na drogę ocienioną... Teraz byle skręcić! w bok i już Zapiecek a na Zapiecku, u kumy Olesiowej, jego stancyjka, o której żywa dusza nie wie. I sama Olesiowa nie wie, bo paraliżem ruszona, już trzydziesty rok leży i do stancyjki dostać się nie może! Tam schronienie, tam ratunek! Już widać kamieniczkę zapiecką, już widać sień — aż tu, naraz, piach, piach grzązki, nogi mu więzną. Mocuje się, mocuje, nie może pospieszać! A Włoch teraz już, już go ma pochwycić! Dziurbacki dopadł sieni, runął na piąterko, dał susa do mieszkania Olesiowej, zawarł drzwi i dalej, po drabince, do stancyjki swojej. Skrzynię żelazną wsunął pod łóżko a sam w pierzynę. A tu z dołu idzie rumor piekielny. Napastnicy walą drzwi, Olesiowa nawołuje — co wy, czego wy!? — A oni ryczą — kuma waszego chcemy, mieszków naszych, co nam zabrał, chcemy! — dudnią po drabinie. Już weszli i idą doń kołem, czaszki wyszczerzone, szydercze, kikuty skrwawione wyciągają. Profos porwał za krucicę, wypalił raz — nic, kikuty coraz bliżej, bliżej... wypalił drugi raz — nic. Chwycił za pałasz, ciął — czaszki jeno mocniej się wyszczerzyły...
— Jesteś, jesteś! — syczą.
— Oddam, wszystko oddam! — jęczy Dziurbacki.
— Zapóźno — zapóźno! — skowyczą szydercze głosy. — I w tej samej chwili kikuty skrwawione dosięgają jego szyi.
Dziurbacki szarpnął się z całej mocy, aby ujść kikutom, i obudził się.
Dniało. Profos otrząsnął się, przetarł oczy, splunął od uroku, sięgnął w zanadrze i, namacawszy ukrytej pod mundurem kieszeni — odetchnął z ulgą.
Ciche, przeciągłe westchnienie odpowiedziało profosowi.
Dziurbacki odwrócił się i przeżegnał zabobonnie.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.