Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

— Hm, bo mnie istotnie trudno. Myślałem ją do jednej kawiarki, lecz cóżby dla dziecka...
— Chyba zły przykład!
— Gdyby nawet...
— To pułkownik pragnąłbyś czegoś właściwszego. Podzielam ten sentyment. Obce stworzenie, nie ziębi, nie grzeje, a powiadasz sobie, niechże coś uczynię! Przynieśli mi znajdę raz do dwora — i też póty żem się głowił, aż dzieciaka zaopatrzyłem i ekonomowej na wychowanie dałem.
Bem, frasował się, czyli przystoi mu nadużywać grzeczności Sikorskiego, ten atoli, dowiedziawszy się, że dziewczyna była córką cygana Jagi, markietana obozowego — tak obcesowo natarł na pułkownika, że ten przystał. Zwłaszcza, iż nie wiedział, co począć z przybłędą. Stary Dziurbacki raportował mu wprawdzie, aby dziewczynę przy baterji zostawić, a już on na siebie bierze za nią odpowiedzialność — lecz pułkownik myśli tej nie dopuszczał. Dawniej, niegdy, za Księstwa Warszawskiego, a w dwunastym roku zwłaszcza, bywało przy pułkach mnóstwo podobnego biedactwa — lecz nie na statek. Prędzej czy później marniało to, ginęło.
A że Sikorski najmocniej w tych obawach utwierdził pułkownika — więc układ w jednej chwili stanął, że augustowski partyzant odrazu dziewczynę do swej dobrodziejki odwiezie.
Przed kolumną króla Zygmunta, Bem kazał zatrzymać bryczkę, podziękował raz jeszcze Sikorskiemu za tyle przysług i, wziąwszy odeń zapowiedź rychłych odwiedzin, skinął na Dziurbackiego.
Profos zsunął się żwawo i do huzarzyka rękę wyciągnął, aby mu pomódz zejść z bryczki, lecz pułkownik zatrzymał go.
— Zostaw ją, acan — ten pan ją odwiezie i odda pod opiekę.
Profos skonfundował się.
— Kiedy bo, melduję panu pułkownikowi, że jako raportowałem, Antoszka...
— No, no, mój stary, wiem, że masz poczciwe intencje.