Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

Twarz pani Honoraty mieniła się kolorami, oczy jej żarzyły się, pierś falowała, lecz ku junacko podkręconym wąsikom Gurowskiego, ku złotym krążkom, piętrzącym się pod jej pulchnymi paluszkami.
I Bem widział i rozumiał niepokój pani Honoraty, gdy który z partnerów, ratując przegraną, dwoił stawkę, widział, jak brewki właścicielki kawiarni ścigały gniewnie każdego, odebranego porucznikowi, dukata, a jak uśmiech witał wracające znów powodzenie.
Przy stole ustały raptem i wykrzykniki i rozmowy. Ten i ów, rzucając pieniądz, stuknął energiczniej ręką, ten i ów odsapnął mocniej, cmoknął z hałasem wina ze szklanicy — lecz nikt ozwać się nie ważył.
Tymczasem gra, która faworyzowała Gurowskiego, jęła się chwiać ku Filialskiemu. Magister prawa i administracji już po czterykroć zagarnął podwojone stawki. Pani Honorata zmieszała się. Gurowski się nachmurzył.
Bema opanowało uczucie zadowolenia. Filialski nie dał szczęściu zasypiać. Dziesięć dukatów wysunął... i podwoił...
Pułkownik zmrużył oczy. Jeszcze jedna karta, jedna tylko i skończy się... weźmie nauczkę!...
Filialski stęknął.
Bem dźwignął powieki. Promieniejąca twarz pani Honoraty starczyła mu za odpowiedź.
— Kaduk obywatelowi sekunduje! — sapał Filialski.
Gurowski wzruszył ramionami. Pani Honorata zaparła rękę na oparciu krzesła porucznika, tak że jakby ramieniem go otoczyła.
Gra, po chwili konfuzji, spowodowanej porażką Filialskiego żwawiej szła. Tym razem nasadził się na bankiera major Boski z Kraińskim, kapitanem, który był między partnerów niepostrzeżenie się wsunął.
Zapasy były zawzięte. Major lewą stronę obstawiał, Kraiński prawą. Szala więc Gurowskiemu nic nie dawała. Ale, gdy sądzić można było, iż porucznik nie ujdzie cało — naraz dwa, idące po sobie, przyszły mu dublety. Major zaklął...