W tym momencie pułkownik z pasji raczej, niż kalkulacji, dobył nieśmiało swego ostatniego kulfona i, pod ramieniem pani Honoraty, pchnął ku leżącej ósemce dzwonkowej.
Po chwili, Gurowski rzucił kulfonowi wygranego dukata, nie bacząc nawet do kogo należał. Bem nie sięgnął doń również.
Lecz podwojony kulfon zmógł „gółkę“ „ryndzią“, a dalej „mogączkę“ „kinalem“ i wten sposób, w ośm dukatów się zamienił.
Gurowski poruszył się niepewnie.
— Czyja stawka?
— Niech leży — bąknął pułkownik.
Pani Honorata szarpnęła kątem ust. Gurowski skrzywił się pobłażliwie, pociągnął z talji i przegrał.
— Sługa pułkownika — wycedził przez zęby, odliczając mu szesnaście dukatów.
— Niech leżą!
Porucznik zaperzył się, odkrył pierwszą kartę — miał wyżnika żołędnego — i roześmiał się doń w głos.
— Panfil!
— Proszę o drugą.
Gurowski odsłonił następną i śmiech uwiązł mu w gardle. Bem pobił go tuzem czerwiennym.
Pułkownik sięgnął po wygraną. Pani Honoracie oczy zaiskrzyły się.
— Zabiera pan, lepiej rejterować zawczasu! — rzekła z przekąsem.
— Nie widzę na stole ekwiwalentu!
— Jakto, jakto?! — zachrypiał ze złością głos Gurowskiego, a ręce jego zaczęły przebierać gorączkowo, leżące przed nim pieniądze. Lecz z wielkiego rozdrażnienia możeby się nie doliczyły trzydziestu dwóch dukatów, gdyby nie zwinność pulchnych paluszków właścicielki kawiarni, które, zaszeleściwszy spódniczkami, pośpieszyły na odsiecz rękom porucznika.
— Proszę, proszę, jest pełny ekwiwalent! — wykrzyknęła hardo pani Honorata.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.