Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

jako ochędóstwa żadnego jej nie daje, a jako pół dnia bez kropli wody ją trzymała.
Paralityczkę strach ogarnął i ścigające ją od dziesiątków lat lęki przywiódł.
— Jegomość, a może „Szuwarów“ idzie!? Hę?
— Et tam, koszałki — miałby po co z tamtego świata!
— Bo jegomość skwaszon...
— Napij się, kumka, mleka. Jest pełen kubek!
Ręce paralityczki zatrzęsły się łapczywie.
— Daj jegomość, daj! Przymieram głodem. Wszystko mi zje, wszystko wypije... Um! A jak przyjdzie? Hę? Myślicie!? A król jegomość w Grodnie!
— A Sobieski pod Wiedniem.
Olesiowa mrugnęła z wysiłkiem zaropiałemi oczkami, klapnęła śpiczastą szczęką i zdziwiła się.
— Przecież mu Stanisław!
— Oo — właśnie, mosanie!
— Widziałam go, jakby jegomości, srebrzysty cały, głowa napudrzona, pazie niebieskie dokoła...
— Chcecie pytlowego!
— Um! Dajcie jegomość! Dajcie!...
Paralityczka chwyciła za pajdę chleba. Dziurbacki poprawił jej wezgłowia i, nie bacząc na szeplenienie kumy o „Szuwarowie“, który niechybnie na Zapiecek się wybiera, przystawił małą drabinkę do otworu w kącie ściany, wspiął się i wsunął weń na czworakach. Tu dopiero, podpełznąwszy nieco, zmacał zrębu komina, wyprostował się, skrzesał ognia i zapalił ogarek.
Ogarek zaskwierczał przeraźliwie i oświetlił żółtym, migotliwym płomykiem rezydencję profosa Dziurbackiego.
Rezydencja ta, na pierwszy rzut oka, wyglądała na wielką, nieogarniętego rodzaju rupieciarnię, tulącą się do belkowań i skośnych linij poddasza. Dopiero, po bliższem jej przyjrzeniu się, chaotyczna rupieciarnia przeistaczała się w szereg rozmaitego gatunku i charakteru lamusów. Więc, gdy w jednym kącie, pod powałą, zdało się, że krawiec wojskowy składał tu wszelkie gałgany, a zbywające części odzieży — w drugim, możnaby przysiądz, że płat-