Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

zdjęła. Poszedł w jedną ulicę, w drugą, na prawo, na lewo znów do miejsca, kędy był z oczu bryczkę stracił. Zaglądał na podwórza, myszkował po zajazdach, nigdzie śladu. Lecz z umęczenia się uspokoił. Już Staszek, nieboszczyk, ciemięgą był nielada, bo ani weź do pojęcia nie brał, że kto się na Kurpiach rodzi, temu z harmaty pudłować wolno, lecz tego prawo, choćby krzyka podejść z krucicy. Ciemięgą był, ale miał szczęście. Siedm razy się wylizał i dopiero ósma mu się dobrała pod serdeczne żebro. Takoż i ta śmierducha. Zawieźli ją gdzie do pańskiego dwora. Jej co! Myrdnęła po swojemu ślepiami i rozpiera się w cycowem krześle. Tak sobie myślał profos. Aliści, przy Miodowej tuż, patrzy, trajkocze pusta bryka. Ten sam srokacz z wysiapanym ogonem i taż sama kusa, spasiona kobyła cisawa, białonóżka. Dziurbacki do bryki i do pachołka.
— Stój sam! Poczkaj! A dokąd żeś to, bratku mosanie, zawiózł niby swego pana z tym tam?...
Pachołek, za całą odpowiedź, ciął konie przez łeb.
Bryka zawinęła w bok i, zanim Dziurbacki zdołał pomyśleć o wpadnięciu obces na pachołka, pomknęła, jak opętana, w ulice...
Teraz profosa już niespokojność prawdziwa zdjęła, teraz do reszty odbiegł go rezon.
— Bem! Bem juści, jak Bem! Szczery człek był, ale jemu cóż do Staszkowej wnuki. Młokosowi przyszło rozkazać tak i tak, a tu coś może tak a może nie tak! Smokiem żadnym nie jest, ni upiorem, aby odeń, jak od zapowietrzonego, lada parobas! Musi inaczej. Pułkownicka racja jedna, a profosowa druga. Każdy po swoje... Ucapi pułkownika i wyłoży, a no wyłoży, że mu potrzeba wiadomości, gdzie i u kogo i co? I śmierduchę odnajdzie, a jakże, i dopiero niech zna siaka, niech się rozumu uczy, że Kurpianka takoż ma się czem pieczętować. A jak nie zechce? A jak jej zapachniały pańskie fumy, dworskie ogryzki?!...
Dziurbacki, który był właśnie nad znalezieniem odpowiedzi na to pytanie się głowił — stęknął ze złością.
— To niech ją, mosanie! A niech przepada nicpotem, niewdzięcznica. Pewnie — Staszkowa krew. Słuchać nie