chciał, na umór wziął i bełtał się po Italji, aż się dobełtał. Tfy! — Samotrzeć chodzi tyle lat po świecie, to i chodzić będzie i nic mu nie ubędzie. Et tam, co tam — tydzień łasiła się, niby pies do kija i tyle. I dobrze. Nie na to całe życie prawie w pojedynkę był, aby niańką czyli utrzynosem cygańskim zostać. A cygańskim, a ma się wiedzieć! Albo jeszcze gorzej! I jeszcze — może niewiadomo, ileby trzeba było wysupłać. Lepiej niech sobie w skrzyni siedzą, w zaciszu! Ho-ho, widziało się, obieżyświatowi! Tego jej się zachciewało! Niedoczekanie! Łaska boska!...
Tu Dziurbacki sięgnął za pazuchę i dobył szarego, mocno wyładowanego a rozpłaszczonego mieszka. Położył go na stole, sznurek rozsupłał i potrząsnął zlekka. Z mieszka wytoczyły się na prześcigi złote i srebrne monety z całym tuzinem wielkich, bombiastych, srebrnych guzów.
Profos zaśmiał się zcicha i jął przezierać z ukontentowaniem zawartość mieszka. A była ona znaczniejszą, niż sobie Dziurbacki kalkulował. Samych rubli złotych katarzyńskich, cieniutkich, iż w palcach się gięły, naliczył kopę. Aż nie do wiary, żeby z tylim majątkiem do bitwy stawać i, co trudniejsze do pojęcia, bimbać tem w sabeltaszy! Snadniej już było temu hulanowi w czapie z temi dwuzłotówkami!
— Niema co, silna była rozprawa. Nie spodział się. Po omacku prawie, bo już i ciemno było, myszkował a zgarniał przed maruderstwem. A myślałbyś, że drugie się przydarzyły Ponary, kiedy to przy lada zmarzlaku bywało tyle napoleondorów, co robactwa.
— Cie, dopiero Ostrołęka! Eh-he, gdyby wonczas ten sam rozum miał, kiedy w legji na bosaka dreptał! Pod Hochenlindą, czy jak tam, że piechurkowi austrjackiemu ciżmów ulżył, to póty mu chodziło po rozumie, aż je zzuł i precz wyrzucił. — Głupstwa mu czmerały, gdzie nie potrza, i tyle. Niby na tamtym świecie wiele komu z chudoby! I potem, gdy przejrzał, ile zmitrężył, zanim się nauczył, że co huzar w sabeltaszy trzyma, sztabowczyk w ładownicy, tego u linjowego biedactwa i szukać nie warto. Eh, gdyby wonczas ten rozum miał!
Profos westchnął i zapatrzył się smutnie. Naraz, z po-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.