W kilka minut dosięgnął skrętu. Pojazd znów się ukazał i rósł teraz, w miarę kłusowania siwków.
Juljusz pomiarkował stangreta. Nejtyczanka iść zaczęła chyłkiem, bacząc na zachowanie przystojnej odległości, aż dotarła do miejsca, z którego widać było, jak na dłoni, i Liksnę, i pałac, i drogę doń wiodącą.
Nejtyczanka zatrzymała się.
Grużewski poglądał, czekał a łudził się.
Powóz już dwa ostatnie rozszczepienia gościńca minął. Zostało mu jedno. Być może, iż i to minie i dalej gościńcem, ku Dźwinie, podąży... Już nadjeżdża, jużby skręcił, gdyby...
Juljuszowi w oczach pociemniało.
Powóz generała Kabłukowa pędził teraz, co koń wyskoczy, drogą ku pałacowi.
Grużewski osunął się ina siedzenie — śmiech krótki, skrzeczący dobył mu się z ust i zamarł w krtani.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/101
Ta strona została przepisana.