Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/129

Ta strona została przepisana.

paluszek sunął wierszami liter, kędy precz jeszcze czytanie trwało.
Trwało zaś nie dla powolności marysinej, lecz dla spragnienia słuchających, dla zapamiętania, które spieczone żarem usta wpija w strumień kryniczny i, ugasiwszy płomień, szuka dopiero rozkoszy, szuka świadomości nasycenia.
Trwało dlatego, że pierwsze czytanie poraziło zebranych tylu wydarzeniami, tylu imionami, tyle przywiodło obrazów, a haseł rzuciło tyle, że ani ogarnąć.
Aż kiedy panna Marysia po raz wtóry odczytała papiery, rejent odsapnął, otarł pot z czoła i zadecydował:
— Jeszcze o sądzie sejmowym!
A gdy panna Marysia żądany ustęp powtórzyła, rejencina kazała czytać od miejsca, poczynającego się od słów na „Saskim placu“. Dalej rejent o księdzu Staszicu, i znów o sądzie i jeszcze o czwartakach, o buncie w Zamościu i pośle Bonawenturze Niemojowskim, i o generale Kurucie i o śmierci Sokołnickiego, i o francuskiej rewolucji i o belgijskich z niderlandczykami bitwach.
Grużewski, który był najdłużej milczenie zachowywał, a któremu w głowie się zmieścić nie mogło, aby on, on sam, tyle niesłychanych wieści w zanadrzu trzymał, bez intencji poznania ich, — dał się porwać zapałowi rejenta i naparł się raptem:
— O poruczniku Szkaradowskim, jako się w obliczu regimentów na własną szpadę nadział.
Marysia kiwnęła główką, odszukała żwawo potrzebną kartkę i zaczęła czytać. Lecz teraz, czy mocy jej przybyło, czy mózgowi zrozumienia, czy sercu strun nowych, dość, że wątły głosik pulchry krożańskiej jak dzwon uderzył i falami dźwięków popłynął aż ku mo-