Naraz pobladł, zerwał się, a gdy major uśmiechnął się dobrotliwie, rzucił się nań, pałasz z pochwy mu wydarł od boku, ciął nim Werculina po obliczu, zaczem pałasz złamał i, pogroziwszy jeszcze krwią zalanemu, odjechał.
Sprawa była, zdaniem asesora, zła bardzo. Napaść, gwałt, rana, zniewaga, dziesięć przestępstw, nie jedno, a żadnego dowodu, łagodzącego wybuch krwawej pasji. Któryś świadek nadmienił, iż młodemu panu Grużewskiemu o pannę poszło. Byłaby w tem nadzieja lżejszej odpowiedzialności, — lecz major zeznał, że poszło nie o pannę, lecz o Kaługę; że dziedzic Kielm upierał się, że i Kaługa Polsce się należy, z czego Werculin się rozśmiał, a na co pan Grużewski napaścią odpowiedział. Panna i Kaługa obie żeńskiej urody, hm... ale co jedna przytłumia, druga zaognia; tu prywatna rzecz, a tam i urzędowa i kryminalna, i rewolucyjna.
Ale asesor, nazywał się Pastuszkin, nie był złym człowiekiem. Spojrzał na strapioną twarz ministra kalwińskiego, wspomniał na siedmioro dziecisków własnych, na biedę, co go, choć miał rangę registracką, żarła, i nie bacząc urazy za przyjęcie we dworze, z radami pośpieszył.
Rady te były niepewne, boć z gubernatorskim papierem i rzecz sama niepewna. Taki papier huczy zawsze, a czy z huczenia grzmot nieszkodliwy warknie, czyli piorun, Bogu jednemu wiadomo; bo często sam gubernator nie kombinuje. Rąk opuszczać nie należy. Papier wzywa na ruski miesiąc, więc za dwadzieścia dni dopiero. A dwadzieścia dni to aż nadto wiele, aby i zdołu i zgóry do sprawy się zabrać.
Zgóry — więc trafić o którego z dygnitarzy. Niech się ujmie za panem Grużewskim, niech poświadczy,
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/142
Ta strona została przepisana.