niepewne. Gospodyni klęła się, iż, idąc do udoju, widziała, jak Juljusz od rezydenta wychodził; stójka zaś nocny upierał się, że Juljusz pożegnał się z komisarzem jeszcze przed bramą i wrócił do dwora. Tak czy owak, dość, że, zaraz po zasypaniu koniom obroków, Juljusz zjawił się w stajni. Tam bułaną osiodłał, sam namierzył sobie owsa do sakw, zaśmiał się łaskawie do skonfundowanych obecnością panicza forysiów, kożuczka obciągnął, rękawice nałożył, zaczem, jak stał w zagrodzie, wskoczył na koń, krzyknął: „z Bogiem, chłopcy!“ i chlusnął we wrota tak gwałtownie że dziw, iż głową w przecznicę nie uderzył.
Z tych opowiadań wynikało, że jeden Jawtok mógł coś wiedzieć o nagłej wyprawie Juljusza. Posłano więc poń do miasteczka, ale stąd niebawem nadeszła odpowiedź, że pani komisarzyna od dwóch miesięcy męża nie oglądała, że co dnia go się spodziewa... Za tą zaś nowiną nadeszła inna. Geometra był w Kielmach, w karczmie się zatrzymał, do dwora poszedł, wrócił nad ranem, tłumaczył karczmarzowi, że pilna komisja zniewala go do natychmiastowego odjazdu, więc po nocy nie chce gwałtu żonie przyczyniać; dalej prawił mnóstwo rzeczy o zbliżaniu się dobrych czasów, wreszcie piwa grzanego wypił, i gdy się rozwidniło, odjechał.
Może, może komisarz ruszył razem z Juljuszem? Niepodobna. Jawtok skręcił, jakby na Użwentę, a młodego dziedzica widziano na drodze do Bejsagoly.
W ten zamęt niezrozumiałych wieści padł list Juljusza pozostawiony na sepeciku. List do babki, przepraszający ją za odjazd bez pożegnania, mówiący zagmatwanie o wielkich sprawach, które go do podróży niewolą, a zakończony wyraźnem lekceważeniem terminu
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/150
Ta strona została przepisana.